poniedziałek, 21 października 2013

Wieprzańska nau(cz)ka

Malak pokazał, że rzeka
to jego żywioł

Piękna pogoda i odrobina wolnego czasu sprawiły, że udało mi się namówić chłopaków do małego zakończenia sezonu spławikowego (raczej mojego niż ich). Plan jest taki, aby jechać nad Wieprz i połowić trochę płotek i krąpi. Malak zabiera mnie, Andrzeja i Rafała w jedno ze swoich "tajemnych" miejsc. Jesteśmy nad wodą, miejsce rzeczywiście urocze, woda trochę niska, ale to nic, półtora metra jest więc może nie będzie tak źle. Szybkie losowanie i okazuje się, że przypada mi teoretycznie najgorsze stanowisko, ostatnie idąc w górę rzeki. Podobno 3kg ryb w tym miejscu to jest taki przewidywany średni wynik, pierwsze minuty i.... powoli zaczynamy żartować czy tu cokolwiek pływa ;-) Czasami ktoś ma branie, zacinka i.... liść ;-) Taki urok jesieni ;-) Gdzieś po dobrych 40 minutach pierwszy łowi rybę Andrzej, kiełb. Później drugi! Ostro punktuje ;-) Po chwili zaczyna się "festiwal" Tomka "Malaka". Płotka, płotka, płotka, kleń! Klenie nie duże, ale wymiarowe, w sumie złowił ich chyba 4, do tego jaź i krąp. Mniej więcej od 2 godziny rybę za rybą ciągnie też Rafał, który siedzi na "1". Ja i Andrzej...nic ;-) On coś tam dłubie, a ja nawet bez brania ;-) Tragedia... W końcu jest, siedzi i... kiełb ;-) Coś jest nie tak, wiadomo już że ryby są, a ostatnie stanowisko nie może mieć aż tak dużego wpływu! Tym bardziej, że pierwsze modyfikacje zaczynam już po 30 minutach od wrzucenia kul. Wszyscy mamy mniej więcej takie same gramatury, łowimy na tej samej odległości, przyczyna niepowodzenia musi leżeć gdzie indziej.
Mały, ale wymiarowy klenik
 Zaczynam często donęcać kubkiem, kulki są lekko zlepione i zawierają sporą ilość pinki. Myślę, że od razu zaczyna dość mocno pracować. O to chodzi. Po kilkunastu minutach jest efekt, zaczynam łowić i ja płotki, szkoda, że tak późno bo to już ostatnie 40 minut. Ważymy ryby, zacznijmy od tych, którzy się nie liczą w dzisiejszej rywalizacji ;-) Ja mam niecałe 800 gram, Andrzej równy kilogram,  Malak... jakieś 5,3kg! Co za wynik! Rafał, o ile dobrze  pamiętam, ma 4 kilo i (niestety) przegrany pojedynek z około kilogramowym jaziem. Malak pokazał klasę, "czwórka" Rafała też jest efektem jego ostatnio częstych wypadów nad Wieprz, a ja i Andrzej... No cóż, tym razem byliśmy tylko statystami, powinniśmy im graty nosić, dobrze że nikt nie wpadł na taki głupi pomysł ;-) Wypad udany, szkoda, że raczej nie będzie mi dane w tym roku go powtórzyć... Ale w następnym roku na pewno będę się chciał zrewanżować, najlepiej w tym samym miejscu ;-)

Kilka wniosków, jakie mi się nasunęły:
- Zanęta - testowałem po raz pierwszy nową zanętę, dopóki jej dokładnie nie sprawdzę wyjątkowo nie napiszę co to było. Mogę tylko napisać, że był to czysty "leszcz", przemoczony, bez żadnych dodatków, jedynie przybarwiony na ciemno. Wydaje mi się, że lepszym wyborem byłaby zanęta płociowa, maksymalnie delikatnie przemoczona. Taka zanęta była by lepsza na ryby w tym łowisku (płocie, jazie, klenie), krąpi i leszczyków nie było;
- Gliny - Zdecydowanie zrobiłem za ciężką i mocno stojącą mieszankę. Plastyczna zanęta, do tego glina rzeczna (stosunek mniej więcej 1:1), tylko do pierwszych kul poszło z 25% sommy
- Nęcenie - Kule miałem zrobione w 3 konsystencjach, czyli taki rzeczny standard. 1 - lekkie, z sommą, po rzuceniu mają od razu i szybko pracować; 2 - z odrobiną sommy, z różną siłą dociśnięcia miały za zadanie stopniowo puszczać po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach; 3 - mocne kule, z dodatkiem bentonitu, myślę że kilka z nich całkowicie nie rozmyło się nawet w 4 godzinie ;-) Gdybym wiedział, że w pierwszym okresie ryb nie będzie (nikt ich nie łowił) to bym zrezygnował z pierwszej konsystencji na rzecz częstszego donęcania kubkiem właśnie taką mieszanką. Mimo kubkowania dość lekko ściśniętymi kulkami w ostatniej godzinie, ryby miałem właśnie w miejscu rzucenia kul, bądź tuż za nimi. "Kubek" jedynie zwabiał ryby i robił im ścieżkę ze smugi do kul rzuconych przy nęceniu.
- Andrzej "Bloker" ;-) - tak na koniec, nie wiadomo czy to miało jakiś wpływ, może i tak. Tym razem wylosował stanowisko obok mnie i postanowił, że do wody wrzuci wszystko, co miał w zamrażalce ;-) Jak zaczął wymieniać z jakich zawodów towar poszedł do wody, to zanim skończył to ja już zapominałem od czego zaczynał ;-) Do tego klej, glina, no mieszanka wybuchowa ;-) Chociaż moim zdaniem wyszedł niewypał ;-) Tak czy inaczej, skutecznie mnie blokował, a gdybym wcześniej posyłał luźne kulki z kubka, to spokojnie pobiłbym jego wynik ;-)

Tak czy inaczej wypad udany, jeśli jesienna pogoda utrzyma się na początku listopada może jeszcze uda mi się wyskok dość ekstremalny ze spławikiem, jednak na innej wodzie i inną metodą. Także jeśli będzie tylko pogoda, na pewno o tym napiszę :-)

poniedziałek, 7 października 2013

Koniec GPO - koniec marzeń...

No cóż, nie udało się. Mimo sporej przewagi (9pkt) na dwie tury przed zakończeniem cyklu Grand Prix Okręgu Lubelskiego, nie udało się dowieźć zwycięstwa do końca, co więcej... nawet nie stanąłem na podium. Ostatnie zawody odbyły się na zalewie "Podzamcze" w Bychawie, niby wiadome było jak trzeba łowić, co robić, wystarczyło zająć miejsce gdzieś w środku sektora i patrzeć spokojnie na to, na jak połowią  najlepsi spławikowcy Lubelszczyzny. 
Dzień pierwszy - losuję środek sektora A, tzw. krótka prosta, bardzo dobra, rybna, jest płotka, można pokusić się o bonusy spod 13 - bonusy czyli ledwo wymiarowe karpiki, karasie, ale przeważnie leszczyki za około 300 punktów. Niestety, już pierwszego dnia wyszedł brak doświadczenia, zamiast "zamknąć się" na otoczenia i robić swoje, kątem oka obserwowałem co się dzieje w moim sektorze, a dokładniej - kto łowi średnią rybę z tyczki i jak często. Pech chciał, że po mojej lewej ręce siedział Wojtek Brzana, tego dnia szło mu niesamowicie. Do podbieraka zapakował chyba 6 karpików, 2-3 większe leszcze i kilka mniejszych. Nie wspomnę już tego, że i łowienie płotek batem szło mu o wiele lepiej ode mnie, łowił i szybciej i większe. To mnie podkusiło, do szukania ryb pod tyczką, więc po około 40 minutach postanowiłem częściej sprawdzać co się dzieje na 13 metrze. Gdzieś po 1,5 godzinie zameldował się ledwo wymiarowy karp, pomyślałem że nie będzie źle, jeśli co jakiś czas podobna ryba znajdzie się w podbieraku... Niestety, nie znalazła się ;-) Oczywiście co jakiś czas wracałem na płotki, ale wiedziałem, że bez kilku "bonusów" dzisiejszy pojedynek przegram sromotnie. Pod koniec tury dołowiłem 2 leszczyki, być może były one i wcześniej, ale za późno spróbowałem łowić na pęczek 4-5 ochotek, na które połakomiły się leszczaki. Wiedziałem, że nie będzie rewelacji, środek sektora raczej mało realny  i tak się stało. Trzecie miejsce od końca w sektorze, dodatkowo Franek Wysocki wygrywa mój sektor i tym samym 1 punktem wychodzi na prowadzenie w cyklu GPO.
Dzień drugi - losuję końcówkę sektora C, płytko, mało ryb. Konsekwentne łowienie płotek nie da mi środka sektora, to niemal pewne. Decyzja jest jedna - albo wszystko, albo nic ;-) Tylko średnie ryby z tyczki dadzą mi szansę na ewentualną walkę z Frankiem, bądź chociaż o podium. Niestety.  Obszar, który siedziałem był najsłabszy jeśli chodzi o szybkie łowienie płotek. Należało je łowić wyłącznie skróconą tyczką w granicach 8-11 metra. Tak łowili zawodnicy łowiący tutaj w 1 turze. Średniej ryby nie było, nawet kilka stanowisk w lewo i prawo. Ostatnie miejsce w sektorze, podium uciekło, a ja spadam na 9 miejsce. Niestety chłopaki z drużyny również zaliczają końcówki sektorów, drużynowo stoimy tragicznie, ostatecznie cykl GPO kończymy na 5 miejscu.

1 tura:
pod płotkę, przeważnie bat 5 metrowy - 0,5kg Niwa Platinium Płoć Duża + 0,5kg Niwa Platinium GP, 3kg gliny de somme Eco-System, 1kg glinka Extra Górek, jokers, coco-belge, konopie (gotowane) atraktor płociowy Sensas, czarny barwnik.
pod 13 - 1kg Gros Gardons Sensas+1kg GSM Leszcz Gutkiewicz, 2kg ziemia bełchatowska Eco-System, 2 kg glina wiążąca Stynka. Do tego czerwone, duże białe (topione), pinka (topiona), kukurydza, konopie (gotowane), słodzik, jokers.

2 tura:
pod płotkę identycznie jak w sobotę,
pod 13 zanętą był jedynie 1kg Leszcz jasny Lorpio, 2 kg wiążącej Stynka, 1 kg argilla Eco-System. Reszta identycznie jak dnia pierwszego.

Czego zabrakło?
Doświadczenia. Spokoju. Szybszego kombinowania i przystosowania się do ryb. Co było źle, jak powinno to wyglądać - wydaje mi się, że wiem. Czy na pewno wiem? Pokażą to kolejne zawody w Bychawie, wtedy zobaczymy czy wyciągnięte wnioski są prawidłowe.

Gratulacje dla:
Franka (co za debiut!), Łukasza (o mały włos zawodnik po raz pierwszy startujący na naszych wodach wygrałby GPO!) i "wiecznych faworytów" w składzie: Marcin, Marcin, Sławek  i Tomek - po raz kolejny pokazaliście, że wasza czwórka jest o krok przed innymi, mimo iż tylko jeden z was znalazł się na podium.
Gratulacje również dla drużyny Sensas Lublin za zdobycie potrójnej korony (zwycięstwo drużynowe, w seniorach i w sektorze junior-kobieta), brawa dla Natalii za zwycięstwo i potwierdzenie sporych umiejętności.

Chciałbym podziękować również drużynie, w której miałem przyjemność startować. Oprócz tej nieszczęsnej Bychawy, która nam nie wyszła, podczas każdych zawodów cyklu mieliśmy się z czego cieszyć, było zwycięstwo drużynowe, zwycięstwo indywidualne w zawodach, pozycje na pudle, zwycięstwa i podia sektorowe. Zdarzyło się nawet podczas jednej tury wygrać każdy sektor seniorski. Na pewno jest to najlepszy wynik klubu Sensas Haczyk w ostatnich latach. Wynik oparty na współpracy, wzajemnej pomocy, otwartości i bardzo dobrej atmosferze. Zadbanie o tych kilka spraw sprawiło, że wynik przyszedł sam i całe szczęście, że Bychawa nieco popsuła nasz ostateczny wynik - jest możliwość poprawy, za rok będziemy jeszcze lepsi! Oby ;-)