poniedziałek, 24 listopada 2014

Listopadowe ostatki

W 100% moja ulubiona
tegoroczna miejscówka
A jednak! Wydawało się, że sezon spławikowy już zakończony, a tu taki psikus ;-) Piękna jesień, opóźniająca się zima, wydłużony świąteczno-listopadowy weekend i okazja do tego by chociaż chwilkę spędzić czas nad wodą - to trzeba było wykorzystać.
1 kg zanęty (0,5L gros gardons + 0,5L etang Sensasa), 2kg ziemi bełchatowskiej i 2kg gliny wiążącej Tomka Iwanowskiego, puszka kukurydzy, 0,25L dżokersa, trochę ponad 0,5L gotowanych  konopii,  pinka oraz odrobina liant a collera. Do tego wodery na sobie, składane krzesełko do wody, odległościówka, podpórka, proca, portfel z przyponami, dwa wiadra, sito i kilka drobnych akcesoriów.
Niezbędne minimum
Wszystko. Lekko, mało, przyjemnie - bez zbędnego targania gratów i bez dźwigania. To lubię ;-)
Miejsce wyprawy - jeziorko Lipiniec. Cel - płocie, oby te 25cm bo takie tu pływają i już je łowiłem. Na szczęście moja miejscówka jest wolna, ale właściwie się nie dziwie. Dziś jest naprawdę zimno, jest po godzinie 6 a mgła nadal ogranicza widoczność. Najpierw rozrabiam zanętę, dodaję mało wody, przecierem, pozwalam jej "dojść". Samą zanętę robię lekko niedomoczoną, typową na płotki. Tym razem użyję gliny wiążącej oraz ziemi, wcześniej były to mniej klejące mieszanki. Dlaczego?

a to dla rybek
Tym razem chciałbym łowić mniej ryb, ale tylko te większe. Czy się uda?
Łowiąc w tym samym miejscu po raz kolejny, spławikiem o podobnej gramaturze wiem już jakiej spodziewać się głębokości. Łowią na około 30-35 metrze, tutaj mam około 3,7 metra gruntu. Wcześniej jest sporo podwodnego zielska, a także dość szybko spadające dno, od tego miejsca ten spadek jest znacznie wolniejszy.
Łowię przelotowo, prawie zawsze, ale używam do tego normalnych wagglerów.  No może nie normalnych, bo nie wszystkie się nadają. Po odkręceniu "krążków" sam spławik musi mieć jeszcze kilka gramów obciążenia wbudowanego, ale też i co nieco musi znaleźć się na żyłce. Tym razem ilość zdjętych krążków odpowiadała ciężarowi 2-gramowej oliwki, pięciu śrucin nr6 oraz dwóch małych krętlików w rozmiarze 20.
Kolejna płotka już pod nogami
 Za mało? A gdzie wianuszek zbitych śrucin tuż za kulką (oliwką) stabilizujący odcinek żyłki po zarzuceniu, który zapobiega plątaniu się? A no nie koniecznie jest to potrzebne... Po raz drugi z rzędu łowię identycznie zbudowanym zestawem, po raz drugi żyłka nawet nie obwinie się w ogół anteny z pawiego pióra. Na wiosnę przy pierwszej próbie łowienia odległościówką ponownie wykonam test tego zestawu, długa zimowa przerwa na pewno wprowadzi nieco chaosu w technice zarzucania i jeśli ponownie zestaw nie będzie się plątał - przedstawię wam jego graficzną wizualizację.
Niestety, tym razem trafiły się tylko te małe
Wróćmy do samego łowienia. Połowę mieszanki dokleiłem klejem, aby te kule pracowały z opóźnieniem. Do donęcania zostawiłem sobie zaledwie 1/6 objętości z każdej z dwóch mieszanek. Kukurydzy dałem pół puszki, całość dżoka (0,25L), nie więcej niż 20 pinek do każdej z mieszanek do donęcania. Okazało się, że ryby najlepiej reagują na 2 czy 3 czerwone pinki znajdujące się na haczyku. Chociaż trudno było to określić, gdyż złowiłem tylko 7 płotek i jednego kolucha w 2 godziny łowienia. W dodatku, małych płotek... Łowisko to nigdy nie obrodziło mnie w dużą ilość ryb, w dodatku tutejsze płotki są bardzo trudne do łowienia w tempo. Po 2-3 sztukach przeważnie musiałem zwiększać/zmniejszać grunt, czasami donęcić 2-3 kulkami, innym razem donęcanie przeszkadzało. Tak samo było tym razem, a właściwie gorzej. Nie było żadnej reguły. To chyba znak, że trzeba już odpuścić łowienie płotek na tym jeziorku, ryby najwidoczniej przeniosły się w inne miejsce - prawdopodobnie szykując się już do zimowania.