sobota, 1 sierpnia 2015

Intensywny środek lipca

Malak po raz kolejny pokazał MOC na rzece
Biorąc pod uwagę znikomą ilość "wypadów" na ryby, to środek lipca był w moim wykonaniu dość intensywny. Zacznijmy od końca, czyli od ostatniej tury cyklu Lubelskiej Ligi Spławikowej, tym razem goszczącej nad rzeką Bug w Woli Uhruskiej. Tym razem mogłem przypatrywać się zmaganiom kolegów zza pleców. Warunki mieli ciężkie, rekordowo niski stan wody, żar z nieba i jak na złość - słabe żerowanie ryb. Z klubowych kolegów najlepiej sobie poradził Tomasz Michalak, nie po raz pierwszy zresztą pokazując swój wędkarski kunszt nad rzeką. W 15 osobowym sektorze zajął on 2 miejsce. Gratulacje!

Relacje z tych zawodów możecie zobaczyć pod poniższym linkiem, tam też pełne wyniki (również klasyfikacja końcowa Lubelskiej Ligi Spławikowej) oraz galeria zdjęć.



Kilka dni wcześniej mogłem wyruszyć na mój poligon doświadczalny nr1 jeśli chodzi o odległościówkę - jezioro Glinki. I tutaj od razu ostrzeżenie! Przy tej metodzie wszystko musi "grać idealnie". Na "dzień dobry" założyłem odcinek fluorocarbonu, który nie miał idealnego węzła przy jednym z krętlików. Po prostu węzeł nie wychodził z końcówki oczka krętlika, a gdzieś ze skrętnego elementu tego drobiazgu. Pomyślałem, a co tam, użyję podczas treningu, lepiej zużyć teraz niż na zawodach... Pierwsze 30 minut to chyba 5 splątań zestawu, tragedia. Wymieniłem szybko odcinek fluorocarbonu na nowy i... jak ręką odjął ;-) Kolejne 2,5 godziny spokojnego łowienia. W metodzie odległościowej precyzja i dbałość o detale odgrywają dużą rolę. Wracając do samego łowienia... Do wiadra poszła paczka Krąpia oraz pół Lin Karaś firmy Sars. Do tego w stosunku 1:1 glina argille. Odrobina mrożonego joka i można zaczynać. Niestety, wyniki nie były za dobre. Nie wiem czy to ze względu na pogodę, czy po prostu jezioro to z każdym rokiem jest coraz gorsze. W sumie złowiłem kilkanaście krąpików mieszczących się w dłoni i tylko 1 sztukę, którą można nazwać średnią rybą. Do plusów na pewno mogę zaliczyć kolejny test nowej wędki oraz już niezmiennego od ostatniego łowienia zestawu. Kolejny raz spisał się świetnie, przy kolejnym wpisie zaprezentuje Wam dokładnie jak wygląda budowa mojego zestawu zaczynając od haczyka kończąc na szczytówce wędki ;-)



Tradycyjnie już resztki zanęty zostały wykorzystane do szybkiego łowienia w malutkim stawiku. I tutaj niestety też szału nie było... Dosłownie kilka mikro karasi i... po raz kolejny piękna płoć!!! Teraz już mam pewność, że wpuszczone płotki przyjęły się w nowych warunkach znakomicie, urosły przez rok, nabrały masy,  są silne i pięknie walczą w czasie holu! Plan jest taki, aby maksymalnie zmniejszyć populacje srebrnego karasia, czy się uda? Zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz