piątek, 17 lipca 2015

Z tego można być dumnym!

Najlepsi zawodnicy zawodów
W niedzielę 5 lipca na Zalewie Zemborzyckim odbyła się VI edycja "Pucharu Haczyka" - otwartych zawodów towarzyskich organizowanych przez Koło PZW Lublin Haczyk oraz klub wędkarski Sensas Haczyk. Co roku biorę udział w tej imprezie od strony organizacyjnej, co przy sporych zawodach łatwe nie jest. 
Zawody mogę uznać za udane, organizacyjnie było dopięte wszystko na ostatni guzik, wpadek nie było. Niestety, obecnie Zalew zrobił się bardzo nierówny, przez niski poziom wody jest dużo miejsc, z których nawiązanie walki, a nawet łowienie z przyjemnością jest wręcz niemożliwe. Dlatego podjęliśmy (moim zdaniem jedyną i słuszną) decyzję o ograniczeniu ilości zawodników, tak aby możliwie jak najlepiej dopasować sektory i stanowiska. Bo nie o to chodzi, aby napchać ludzi ile wlezie i posadzić co niektórych.... w dupie, bo jak inaczej można nazwać wyznaczone miejsca, z których łowi się od 1 do 5 ryb... Oczywiście, są to zawody towarzyskie, z luźnym podejściem, ale należy szanować zawodników, którzy płacą startowe, szykują się "po zęby" i chcą zmierzyć się w walce. I dlatego, głównym zadaniem organizatora każdych zawodów wędkarskich powinno być jak najlepsze wybranie sektorów i stanowisk, tak aby maksymalnie wykluczyć tzw. "złe losowanie", kiedy po wyciągnięciu numerka zawodnik z opuszczoną głową odchodzi na swoje stanowisko, na którym wie, że będzie walczył o każdy punkcik, a nie jak koledzy i koleżanki po bokach - o zwycięstwo.

Relację z tych zawodów, wyniki oraz dużą fotogalerię możecie przeczytać klikając poniższy link:
Relacja z VI Pucharu Haczyka
Ze swojej strony BARDZO DZIĘKUJĘ firmom wędkarskim, z którymi współpracuję (z niektórymi dłużej, z innymi od niedawna). DZIĘKUJĘ ZA WASZE WSPARCIE I NAGRODY!!!

SARS wędkarstwo wyczynowe Magdalena Pawlikowska-Bobrowska
Gliny Natura Mateusz Przebięda
Zanęty Stynka Tomasz Iwanowski

DZIĘKUJĘ BARDZO!


środa, 8 lipca 2015

Owocne testowanie

"Dziura" nr2 uroczego jeziorka
W końcu się udało! Pojechać na ryby ;-) Cel - testowanie nowego kija i spławika. Udało mi się kupić kij kilkuletni, lecz nie używany o długości 450cm - Trabucco Sygnum TLD 45 MH. Miał być szybki (bo takie kije odległościowe preferuję) i rzeczywiście taki był ;-) Do tego Craluso Slider Zero. Do kotła trafiły resztki czarnych Etang i Gardons Sensasa i pół paczki Płoć Sars. Odrobinę epiciene i wanilii również Sars, jakieś 150ml mrożonego joka i pinka na hak. Z glin paczka ziemi i rozpraszającej, całość nie przekraczała 8 litrów. Przygotowanie pod płotki i łowienie głęboko  więc wybieram dość trudne łowisko - jeziorko Lipieniec. Niestety, moje ulubione stanowisko było już zajęte, ale na drugim stanowisku mogłem się rozkładać. Całe szczęście, to jedyne miejsca, gdzie da się wędkować z brzegu na tym jeziorze ;-)
Zapomniałem dodać, że trzecią testowaną rzeczą była wkrętarko-wiertarka wraz z mieszadłem. Ten sprzęt wydaje się niezastąpiony, gdy musimy nieco dowilżyć naszą mieszankę. Używając spryskiwacza w czasie mieszania wkrętarką uzyskujemy świetny efekt końcowy. Oczywiście - sito jest zawsze konieczne! 
Nie chciałem łowić za daleko, ale też nie za blisko (nowy kij i nowy spławik typu slider, musiałem ocenić ich przydatność). Wyszło około 35 metra, jakieś 5-7 metrów za większym pasem moczarki czy tam rogatka ;-) Na szczęście pas roślin nie był za gęsty, ale powolne ściąganie zestawu z opuszczoną wędką zawsze kończyło się zaczepem - na szczęście miękkim, a na zestawie doczepiały się wyłącznie resztki bądź pojedyncze, oderwane łodygi miękkich roślin.
Głębokość w tym miejscu wynosiła około 3 metrów. Nauczony doświadczeniem, postanowiłem znacznie mniej zanęcić na "dzień dobry". Do wody poszło nie więcej niż 10 kulek i... po może minucie już pierwsza mała płotka zanurzyła antenkę spławika! Po chwili kolejna mała, około 10cm płoteczka pojawiła się na brzegu. Po chwili kolejne branie, tym razem czuję, że to PŁOĆ ;-) Niestety, trudny teren i wykorzystując roślinność płoć wygrywa ze mną ten pojedynek. Holowanie w takim miejscu jest dość wymagające, po zacięciu należy jak najszybciej i jak najwyżej poderwać rybę do góry, a później nie pozwalając rybie schodzić w dół holować ją do brzegu na pionowo uniesionym kijem... z wyprostowaną maksymalnie ręką (oczywiście stojąc). W niecałe 2 godziny miałem 20 płotek, 2 ukleje, ze 2 spady i może 5-7 niezaciętych brań (głównie na początku, kiedy dopasowywałem się do nowego kija). W połowie łowienia postanowiłem jakieś 3-4 cm przyponu kłaść na dno, od tego momentu łowiłem wyłącznie 15-18cm płotki, już fajne. Chociaż wiem, że są tam jeszcze większe, niestety... może następnym razem ;-)

Typowa płotka z Lipieńca

A teraz kilka słów o testowanym sprzęcie. Wkrętarko-wiertarka 18V plus mieszadło - super sprawa, zacznie przyspiesza szykowanie towaru, a właściwie mieszanie (na sucho czy też dowilżanie). Spławik Craluso Slider Zero - prawdopodobnie zostanie wśród moich liderów, jeśli chodzi o łowienie odległościówką. Specjalny materiał z jakich są robione spławiki odległościowe craluso powoduje, że znacznie wydłuża się ich żywotność. Czuła, dobrze widoczna antena, jedynie mógłby ustawiać się nieco szybciej. Po pierwszych rzutach konieczne jest liczenie sekund do ustawienia się spławika, podczas łowienia każdy dłuższy czas świadczy o braniu w opadzie (złowiłem 2 ukleje) czy też o splątaniu zestawu. No i sam kij. Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń, byłem bardzo zadowolony ze swojego dotychczasowego kija typu match, więc podchodziłem nieufnie, ale... no nie ma się do czego przyczepić ;-)



Kiedyś łowiłem tu wczesną wiosną,
wtedy nie było aż tak zarośnięte ;-)
Drugiego dnia udało mi się zrobić szybki wypad na mały stawik, na którym łowiłem już w poprzednich latach. Tym razem sprawdzałem spławik, w którym pokładam duże nadzieję, jeśli chodzi o łowienie batem. Tym spławikiem jest Garbolino model DS9 o ile dobrze pamiętam, wrzucałem już fotki w jednym z poprzednich wpisów. I tu muszę przyznać, że miałem "czuja" ;-) Spławik spisywał się idealnie i na pewno od dziś staje się moim "batowym" nr.1 do łowienia dalej niż 4metry od brzegu. W 50 minut złowiłem około 15 karasi na pół dłoni, w tym jednego dłoniaka. Ryby zameldowały się w polu nęcenie (resztki z dnia wczorajszego) momentalnie, a w drugim braniu miałem już fajną płotkę (trochę ponad 20 sztuk małych płotek wpuściłem tam rok temu i co mnie cieszy - chyba się przyjęły). Kolejne branie i... dwa mocniejsze uderzenia tuż po zacięciu i nie byłem w stanie wyholować ryby! Spadła, a ja szybko (pozytywnie zaskoczony) zmieniam uklejową szczytówkę na oryginalną do Tournamenta 700 bez dwóch ostatnich rur. Zabawa świetna, a co mnie cieszy najbardziej - nie zdarzyły mi się puste zacięcia co świadczy tylko o idealnym dobraniu elementów takich jak: moment zacięcia, szczytówka, spławik, zestaw, haczyk. Za kilka dni kolejne treningi, albo uklejki na rzece, albo odległościówka z krąpikami i leszczykami. I chyba już nic do testowania, wyłącznie trening udoskonalający ;-)


Tak wyglądał ten staw pod koniec
marca w ubiegłym roku ;-)
Obecność tej płotki w dobrej kondycji
najbardziej mnie ucieszyła