Dzień 1,2 i 4... |
Urlop w tym roku (pewnie jak zawsze) zleciał w ekspresowym tempie... Udało mi się wyskoczyć 4 razy na rybki, co dokładnie na dzień dzisiejszy stanowi 40% mojego tegorocznego łowienia !!! Owszem, nałowiłem się rybek, ale... no właśnie, rybek...
Dzień 1 |
Pierwszy dzień to spokojne "rozeznanie". Zanęta 1kg Grand Bream SARS. Do tego 2 kg ziemi torfowej oraz 2 kg argille z Vimby. Dodałem połowę gazety dżoka, odrobinę pinki, odrobinę kukurydzy i wybrałem miejsce, gdzie głębokość dochodziła do 4 metrów. Łowiłem sliderem 14gr firmy Cralusso ze zmodyfikowaną antenką (przecięta rurka wzdłuż i maksymalnie skrócony pręcik węglowy). Po 15 minutach od nęcenia pojawiły się pierwsze rybki, były to małe krąpiki i leszczyki.
Dzień 2 |
Żadna z ryb nie przekraczała długości dłoni... niestety. Dużo brań
następowało jeszcze zanim spławik się ustawił, także ważne jest aby
wiedzieć, po ilu sekundach spławik powinien się prawidłowo ustawić.
Każde inne ustawienie się spławika w innym czasie powinno być zacięte. Drugiego dnia wybrałem drugą stronę jeziora, tu jest nieco płycej (jakieś 1,8metra) i przeważnie łowiłem tu trochę większe ryby. Niestety tym razem ponownie się zawiodłem.
Dzień 2 |
Zmieniłem spławik na 10 gramowy Cralusso Black Eagle, zamontowany
przelotowo z 1 gramową kulką i kilkoma śrucinami nr6 na żyłce. Po
kolejnym zacięciu spławik... zaczyna dryfować. Drugi raz mi się to
zdarza, lecz teraz już znam przyczynę. Łącznik Jaxon (nr katalogowy
JAX-AC-3625) przy zacięciu musi przecinać żyłkę, nie ma innej
możliwości.
Dzień 2 |
Zakładam ponownie slidera 14gr. Tego dnia próbowałem wygrubić
krąpio-leszczyki i dlatego też zrezygnowałem z dżokersa, dałem 1kg
grubej zanęty Gut-Mix GMS Super Bremes. Na sicie zostaje dużo grubych
dodatków, oczywiście wszystko idzie do
kotła. Dodatkowo cała puszka kukurydzy, a po 10 rybie planuję donęcać
kulkami z krojonymi czerwonymi. Ziemie takie same jak poprzednio.
Wszystko na nic, jak już wcześniej wspomniałem, wielkość ryb zupełnie
się nie zwiększyła. Łowiąc ponad 50 sztuk żadna nie przekracza długości
dłoni...
Dzień 3 |
Po kilkudniowym odpoczynku od ryb
podejście numer 3 zaplanowałem na innym jeziorku. Małe, zarośnięte,
właściwie tylko 2 stanowiska do łowienia z brzegu i płotki zamiast
krąpików ;-) Mieszanka glin identyczna, jednak do kotła znów ląduje pół
gazety joka i odrobina pinki z kasterami.
Dzień 3 |
Zanęta to tym razem 1kg Grand
Roach SARS oraz 0,5kg Etang Noir SARS ze sporym dodatkiem prażonych
konopii. Brania zaczynają się już po kilku minutach. Zmieniam położenie haczyka raz wyżej, raz niżej, w poszukiwaniu
większych płotek, które tu były (są?). Tak samo kombinacje na samym
haczyku, niestety nawet na 2 kastery i dużego robaka barwionego na
czerwono biorą małe płotki...
Dzień 3 |
Płoteczki właściwie. W tym miejscu jest
głęboko, na około 30 metrze jest niemal 4 metry głębokości. Łowienie
bliżej (i trochę płycej) uniemożliwia kończący się, gęsty dywan
podwodnej roślinności. Każdą, nawet małą rybę należało od razu jak
najszybciej oderwać od dna, gdyż przy niechlujnym holu nawet taka mała
płoteczka potrafiła spaść z haka wplątując się w miękke (na szczęście),
roślinne zaczepy.
Dzień 3 |
Po 40 wyholowanej płotce mam dość, niemal 3 godziny
łowienia. Poddaję się, ale wrócę tu późniejszą porą, mam nadzieję, że te
większe płocie pojawią się jesienią... jeśli jeszcze tam pływają.
Dzień 4 |
Znów po kilku dniach przerwy postanawiam dać sobie (chyba raczej rybom) ostatnią szansę. Wracam na jezioro Glinki, po raz trzeci zmieniając miejsce. Tym razem płytsza zatoczka. Myślę, że głębokość wahała się od 1,5 do 2 metrów, z akcentem na 1,5m ;-)
Tym razem postanowiłem "odkurzyć z kurzu" feeder. 1 kg zanęty Grand Roach i do tego jasna glina argille. Puszka kukurydzy, sporo pinki, w pudełku czerwone robaki gotowe do pocięcia. Zanęcenie łowiska i nic... Przez niemal 20 min cisza. Dobrze? Za chwilę pierwsze branie... Okonek.
Dzień 4 |
Po kilkunastu minutach wiem, że muszę wykluczyć czerwonego robaka zarówno z dodawania do koszyczka jak i zakładania na haczyk - pojawiło się sporo małych okoni i szkoda się z nimi męczyć. Na kukurydzę na haku nie ma nic. Nuda. Feeder to jednak nie moje łowienie. A jeszcze z 7-8 lat temu łowiłem tylko tak i dawało mi to sporą frajdę ;-) Tylko wtedy łowiłem leszcze z przedziału 30-50cm, a teraz o takich mogłem pomarzyć ;-)))) Po założeniu pinek na haczyk zaczął się koncert krąpików i leszczyków. Na koniec spora, jeziorowa ukleja. Pora kończyć urlop. A co z wędkowaniem? Po cichu mam nadzieję, że jeszcze ze 2-3 razy uda się coś połowić ;-)
pięknie ja w tym sezonie kupiłem świetny kołowrotek robinsona - Method Feeder FD. Znowu zachciało mi się bawić w grunt:) Pięknie chodzi. Ładne łowisko BTW:)
OdpowiedzUsuń