Ostatnie 3 miesiące nie były łatwe wędkarsko... Udało mi się wziać udział w 2 turach Feederowego GP Okręgu oraz 4 turach Spławikowego GP Okręgu. To jak na mnie całkiem nieźle... jeśli chodzi o sam start ;-)
Niestety, wraz z dobrą frekwencją, w parze nie poszły wyniki. Jednak startując po dłuższej przerwie i rywalizując z lubelską czołówką, można się było tego spodziewać. Dodać należy zupełny brak treningu oraz założenia taktyczne, które obrałem, no i mamy pełen obraz porażki ;-)
Zacznijmy od feedera, gdzie w zawodach uczestniczyłem jako... zastępca kolegów z drużyny. Znając moje ograniczenia co do odległości (a raczej braku precyzji w łowieniu na 40-60 metrze), postanawiam łowić na 15 i 30 metrze, co na Dratowie może być zgubne.
Na szczęście losuję otwierające stanowisko, co pewnie znacznie ułatwiło mi łowienie. Jestem w sektorze najmniej rybnym i... po 1,5godzinie łowienia, gdzie złowiłem chyba ze 3 rybki, zaczynam fajne łowienie. Leszczyki dłoniaki oraz 2 większe leszcze, które wydawały się znacznie większe (oceniałem je na 1500pkt, a ważyły po około 800pkt) odławiałem dość regularnie, brania następowały po kilkudziesięciu sekundach od zarzucenia. Donęcałem mieszanką zanęty z gliną wiążącą w stosunku 1:1 ze sporą ilością jokersa i kastera. Niestety, po około 20 minutach fajnego łowienia (hol większych ryb z 15 metra na delikatnym zestawie trochę trwał) zrywam zestaw - stoper przechodzi przez węzeł i cały koszyczek przelatuje wzdłuż zestawu zrywając haczyk! Postanawiam szybko zrobić nowy zestaw: koszyk, stoper, skrętka, węzeł, dołączam przypon...cała zmiana trwa 7 minut. Zarzucam zestaw czekam i .... czekam... i nic. Ryb nie ma. Te 7 minut bez donęcania wystarczyło, aby ryby które "zaparkowały" w moim łowisku odpłynęły. Do końca zawodów łowie pojedyncze ryby i ostatecznie zajmuję dość niezłe, 7 miejsce w sektorze na 24. Dobre punkty dla drużyny!
Trzecia i zarazem ostatnia tura federowego GPO odbyła się na Osadniku. Nie za bardzo lubię to łowisko, nigdy nie obdarowało mnie dużym leszczem, które dość licznie tam przebywają. Podbnie było i tym razem. Postanowiłem łowić na identycznych odległościach: 15 i 30 metr, ponownie z naciskiem na krótszy dystans. Początkowo łowię kilka jazgarzy. Później "wkręcają" się małe leszczyki dłoniaki, niestety na tym łowisku leszcz ma wymiar dolny 25cm i organizator zawodów musiał zachować ten wymiar. Aby liczyć się w punktacji koniecznie trzeba złowić dużego leszcza, a trafiały się okazy z przedziału 2-4kg! Czy ja złowiłem kiedyś takiego leszcza? Może najwyższa pora? Niestety, nie tym razem. Wynik trochę ratują mi 2 certy (choć to łowisko z wodą stojącą, to ma połączenie z Wisłą i zdarzają się baaaardzo ciekawe ryby). Jestem 17 na 22 zawodników w sektorze. Zabrakło jednej dużej ryby i byłbym zadowolony. Ostatecznie startując jako rezerwowy w 2 z 3 tur zajmuję 56 miejsce na 81 sklasyfikowanych zawodników. Wstydu nie ma.
Jeśli chodzi o tury spławikowego GP Okręgu tutaj zupełnie sobie pofolgowałem ;-) Postanowiłem trzymać się założonego planu, który nie był optymalny, nie mógł dać zwycięstwa, ale... potrzebowałem mocnego treningu w bojowych warunkach. Przez cały 2020 rok chyba ani razu nie łowiłem odległościówką, dlatego podczas 1wszej tury na Dratowie postanowiłem zupełnie olać tyczkę i łowić wyłącznie odległościówką. Plan nie był zły, często przynosi sukces, ale na zawodach należy być elastycznym i łowić metodą dającą najwięcej punktów. Należy dodać, że łowiłem tak po raz pierwszy od dłuższego czasu, więc... ale kiedyś trzeba było ;-) Niestety, podczas tych zawodów również należało podeprzeć wynik jakimś większym, około kilogramowym leszczem, albo łowić w tempie te za 200-300 punktów. Mi nie udało się ani jedno, ani drugie ;-) Drugiego dnia do odległościówki dodałem tyczkę, którą miałem w rękach w tym roku po raz... drugi ;-) Gdy dodam, że po raz pierwszy, na mistrzotwach koła nie łowiłem dłużej niż 10 minut, macie cały obraz mojego przygotowania. Wynik wagowy był już nieco lepszy, ale... ale inni też się poprawili, także zarówno sobotnią jak i niedzielną turę kończę na ostatnim miejscu. Hmmm, nie jestem pewny, ale to chyba mój "pierwszy raz" jeśli chodzi o dublet w zamykaniu sektora.
Kolejne dwie tury odbyły się ponownie na... Osadniku. Tu pojechałem w ogóle bez tyczki, chyba jako jedyny ze wszystkich uczestników! Szaleństwo? Raczej nie, chodziło mi wyłącznie o to, aby dwa dni przełowić odległościówką i spróbować powalczyć chociaż z jednym dużym leszczem. Ponownie bez sukcesu, jednak tym razem, podczas tego weekendu większość zawodników musiała obejść się smakiem jeśli chodzi o walkę z dużą rybą. Osadnik jest taką wodą, gdzie jest sporo uklei i zawsze w założeniach taktycznych, należy brać ją pod uwagę. Zdcydowanie odrzuciłem takie łowienie, też chyba jako jedyny, bądź jeden z nielicznych, nie rozłożyłem uklejówek nie dotykając ich nawet przez minutę. Efekt był tragiczny. W sobotę nie miałem w ogóle punktowych ryb (kilka leszczyków poniżej dolnego wymiaru 25cm, o którym już wspominałem), a w niedzielę z punktowanych ryb miałem zaledwie 3 jazgarze.... Ostatnią godzinę niedzielnych zawodów "poświęciłem" na próbach łowienia dalej niż moje standardowe 27 metrów i myślę, że najstępnym razem, będę już gotowy na łowienie (i nęcenie) na 38-40 metrze. Bez wiatru w twarz, ten dystans jest już dla mnie możliwy.
Ktoś może powiedzieć, po co zakładać z góry nietrafioną taktykę (nie dającą punktów, które liczą się w zawodach), po co jechać na mocno obsadzone zawody, kiedy się nie jest na nie gotowym? Uważam, że nie ma lepszego treningu niż bój podczas zawodów. Łowienie samemu nigdy wam nie da odpowiedzi, w którym miejscu jesteście. Dodatkowo musiałem przełowić kilka dni odległościówką, którą już dość dawno nie łowiłem. W sumie 6 dni, a 5 z nich to punktowa porażka - taki był efekt. Miejmy nadzieję, że te dni zaprocentują w kolejnych zawodach, które będą na przełomie września i października, na nie pojadę już aby łowić punkty, a nie trzymać się obmyślonego schematu, który może zupełnie nie działać.
Ktoś może powiedzieć, po co zakładać z góry nietrafioną taktykę (nie dającą punktów, które liczą się w zawodach), po co jechać na mocno obsadzone zawody, kiedy się nie jest na nie gotowym? Uważam, że nie ma lepszego treningu niż bój podczas zawodów. Łowienie samemu nigdy wam nie da odpowiedzi, w którym miejscu jesteście. Dodatkowo musiałem przełowić kilka dni odległościówką, którą już dość dawno nie łowiłem. W sumie 6 dni, a 5 z nich to punktowa porażka - taki był efekt. Miejmy nadzieję, że te dni zaprocentują w kolejnych zawodach, które będą na przełomie września i października, na nie pojadę już aby łowić punkty, a nie trzymać się obmyślonego schematu, który może zupełnie nie działać.
Być może też jesienią uda się "dopiąć" ważny temat, który zdecydowanie pomoże mi w sportowym łowieniu. Ale o tym może następnym razem....