środa, 8 kwietnia 2015

Wczesna wiosna pod znakiem odległościowych testów

No i udało się ;-) Na spokojnie mogłem połowić sobie 3 różnymi wagglerami, które przedstawiałem we wpisie z 14 lutego tego roku (dlatego też nie będę wstawiał ponownie zdjęcia). Poniżej przedstawiam Wam moją ocenę, a raczej hierarchię pod względem niektórych ich właściwości. Nie stosuję ani ocen szkolnych, ani skali 10 punktowej. Porównuję jedynie te trzy modele w następujący sposób: miejsce 1, 2 i 3 - gdzie 3 to także dobra ocena, jednak gorsza od 2 i znacznie gorsza od 1.
Na początku sezonu i taka płoteczka cieszy ;-)

Pierwsze wrażenie:
1 Maver, 2 Vimba, 3 Dino.
Miejsce pierwsze to Maver, na pierwszy rzut oka jest to spławik idealny dla mnie i pod moje "charakterystyczne" łowienie (odległościówka przelotowa z zastosowaniem wagglera po zdjęciu krążków). Po pierwsze - po zdjęciu krążków zyskujemy ponad 5gr na żyłkę, a sam spławik ma swoje obciążenie około 7gr. Krótka antena z pawiego pióra, możliwość zastosowania antenek na węglowym kilu czy antenki plasitkowej przeciętej (tzw. tubowej). Spławik ten ma lotki, które mają za zadanie stabilizację lotu. Na pierwszy rzut oka nie ma do czego się przyczepić. Wszystko wygląda solidnie.
Miejsce drugie to typowy slider od Vimby. W sumie miejsce 2 tylko dlatego, gdyż za bardzo nie pasują mi typowe slidery oraz w mojej pamięci jest spławik z miejsca 1 ;-) Trudno o coś lepszego. W dodatku Vimba to już tradycyjnie bardzo dobry wyrób za rozsądną cenę. Miejsce 3 to Dino Logic - niby fajny, ale... mam problemy z wciśnięciem antenki na węglowym kilu (na kilu jest igielitowa koszulka, bez której antenka osadzi się za luźno i na 100% wypadnie) do adaptera, niby wchodzi, ale nie mam pewności czy wystarczająco. Za 3 czy 4 razem odpada adapter... Złamał się ;-) Wklejam antenkę z węglowym kilem na stałe za pomocą kleju "kropelka". Wykonanie spławika nie jest złe, jednak wydaje mi się, że 23zł to cena zawyżona o 6-8zł.

Kierunek i odległość lotu:
1. Maver, 2. Dino, 3. Vimba
Po raz drugi zwycięzcą czarny stary Maver no-name ;-) Leci jak strzała, prosto i daleko. Daleko, czyli na taką odległość jaką można by się spodziewać. Dino natomiast wydaje się lżejszy, nie ma lotek, wbudowane jest dłuższe pawie pióro. Może nie leci aż tak daleko jak Maver o tej samej gramaturze, ale mając wiatr w twarz dorzucałem na 30 metr, co mogę uznać za odległość satysfakcjonującą. Na trzecim miejscu Vimba, może tylko dlatego, że ciągle działa moje przyzwyczajenie... nie "czuję" typowych sliderów, właśnie głównie podczas zarzucania. Wydaje mi się, że znacznie lepiej potrafię "ułożyć" zestaw na wodę w ostatniej fazie lotu, gdy spławik ma w sobie co najmniej 5gr wbudowanego obciążenia.

Czułość i widoczność brań:
1. Dino, 2. Maver, 3. Vimba
Właściwie do każdego modelu spławika zastosowałem antenki od... Dino Logic. W przypadku dwóch pierwszych miejsc była to mała antenka na węglowym kilu, w przypadku Vimby tubowa, przecięta nakładka. Widoczność antenki - nie ma się czego czepić, a łowiłem już spławikami, gdzie lakier był tak słaby, że z 30 metrów nie było w ogóle widać anteny. Pierwsze miejsce to Dino, gdzie przy braniach zanurzanych można go porównać z Maverem, ale przy wynoszonych ma znaczną przewagę (wychodzi szybciej i więcej anteny dzięki zastosowaniu dłuższego pawiego pióra). Na trzecim miejscu Vimba, łowiłem ryby drobne więc tutaj nie było czym się popisać. Potrzebne były antenki czułe i szybkie, w dodatku do tego slidera możemy zastosować wyłącznie antenę tubową (oryginalna antena jest mało widoczna). W przypadku spławików Dino i Maver, dzięki adapterom wklejonym w spławiki możemy zastosować również grubsze anteny, np. wspominany tubowy.

Wytrzymałość mechaniczna:
1. Vimba, 2. Dino, 3. Maver
Po każdym łowieniu dokładnie obejrzałem spławiki. Rewelacyjnie pod tym względem spisał się slider Vimba. Nie widać było żadnych śladów użycia! Żadnych! A w tym przypadku na zestawie zamontowana była najcięższa, bo aż 14gr oliwka. Na tyle byłem zadowolony z tego faktu, że przy chowaniu wędki do pokrowca nie odpiąłem spławika. Po powrocie do domu okazało się, że jest małe wgłębienie (stłuczenie na korpusie podczas transportu). Kilka machnięć pędzelkiem z lakierem i spławik gotowy do kolejnego użycia. Dino natomiast miał na sobie 2 malutkie wgłębienia. Jednak nie były to pęknięcia, także spokojnie można go użyć bez wcześniejszego, reanimacyjnego podlakierowania. Najgorzej próbę wytrzymałości przeszedł Maver. Pęknięcia, obicia, odpryski lakieru. Po 3 godzinach łowienia wyglądał na mocno sponiewierany. Być może jest to wina starszej technologii lakierowania korpusu, przecież spławik ten znalazłem zakurzony, gdzieś daleko na sklepowej półce. Leżał tam pewnie dobre kilka lat, do tego stopnia, że nie potrafiłem odnaleźć jego nazwy modelu w przeglądarce internetowej. Ten spławik po kilku łowieniach nada się do kosza bądź... gruntownego remontu.

Mimo iż każdy ze spławików ma wady jak i zalety, to na pewno przeszedł test i zostanie dołączony do mojego wędkarskiego arsenału. Jednak każdy z nich ze względu na swoje cechy powinien być zastosowany do innego łowienia, a mianowicie:

Maver "no name" - ze względu na swoją "delikatność" użyję wyłącznie do zadań specjalnych, czyli tam gdzie nie trzeba będzie mocno, szybko i często "orać". Doskonale spisze się przy mocnym wietrze oraz tam gdzie zasięg będzie miał znaczenie. Konieczność dokładnego lakierowania po każdym użyciu.

Dino Logic - chyba najbardziej uniwersalny, a przez to podstawowy spławik, oczywiście od teraz. Pod każdym względem zadowalający, jednak jak na moje odczucie - nieco zawyżona cena w stosunku do jakości. Delikatne gniazda (adaptery) do montowania wymiennych antenek to spory minus.

Vimba VO-7 - niezastąpiony spławik, gdzie będzie trzeba zapolować na średnie i większe leszcze. Nieco wolniejsza sygnalizacja brań wtedy będzie atutem, tak samo jak na dnie haczyk będzie delikatnie zaczepiał o jakieś patyczki, kamyczki, glony. Szybka antena wskaże nam branie (niepotrzebne zacięcie i strata czasu), a w tym przypadku gdy już nastąpi powolne branie większej i ostrożnej ryby - będziemy pewni, że hak jest w pysku.

Warto dodać, że każdy spławik miałem okazję przetestować przez 2-3 godziny ciągłego łowienia. Za każdym razem udało się mieć porównywalne warunki, delikatny wiatr z częstymi, mocniejszymi podmuchami. Gramatura spławików to: Maver 14, Vimba 16 i Dino 14gram. Zestaw do każdego ze spławików wyglądał identycznie: stopery z żyłki, spławik na łączniku przelotowym jaxon, śrucinka blokująca, oliwka (w przypadku Maver i Dino 4gr, dla Vimby 14gr), krętlik, około 60cm odcinek fluorocarbonu z 2-3 śrucinami (dość sporymi, nie mniejszymi niż nr1 czyli około 0,3gr), krętlik i 25cm przypon. Uważam, że jest to najłatwiejszy zestaw do odległościówki. Gdybym łowił na spławik mocowany na stałe - zrezygnował bym z oliwki i ołowiu między spławikiem, a pierwszym krętlikiem. Można stosować wianuszki ze śrucin, węglowe pręciki, amortyzatory... ale żadne "cuda" nie zastąpią techniki i ćwiczeń (czyli doświadczenia). Testy wykonywałem od razu po zimie, czyli kilkumiesięcznej przerwie w łowieniu i po kilku rzutach nastąpił już jakże ważny w tej metodzie -  automatyzm, spokój i pewność. Chociaż (niestety) spławika idealnego dla siebie nie znalazłem, może taki nie istnieje, bądź jeszcze nie został zrobiony? ;-)


W najbliższą niedzielę ważne zawody. W województwie lubelskim rusza Polska Liga Wędkarstwa Spławikowego. Aż 15 trzyosobowych drużyn z 3 okręgów (Lublin, Chełm, Zamość) zmierzy się na Kanale Stężyckim. Na pierwszy rzut oka - łowisko z potencjałem na zawody dla spokojnie 80-100 (!!!) zawodników. Aż dziw, że jest ono wykorzystywane jedynie pod zawody kołowe. Mam cichą nadzieję, że wyniki wagowe będą zadowalające. I mam także nadzieję, że kluczową metodą okaże się... odległościówka ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz