czwartek, 3 maja 2018

A ryby to gdzie?


Dziś będzie sporo zdjęć. Niestety, ryb za wiele nie będzie ;-)

Tak wygląda moje stanowisko
W tym roku długi weekend majowy był naprawdę dłuuugiiii. Co więcej, w ciągu tych 9 dni (kto miał tyle wolnego?) udało mi się 2 razy być na rybach, a u mnie to już niezły wynik ;-) Na pierwszy ogień poszła odległościówka na jeziorze Białym. Ostatnia niedziela kwietnia, pogoda niemal wakacyjna, ale nad wodą jeszcze spokój i JESZCZE da radę powędkować. Jeszcze chwila i będzie tu tyle ludu, że hej! Już od jakiegoś czasu ciekawiło mnie, co skrywa to jezioro. Jakieś 5-6 lat temu łowiłem tu króciutko feederem z pomostu, bez efektów. Jakieś 3 lata temu widziałem, jak pewien pan łowił płotkę za płotką na granicy kąpieliska, gdy słońce powoli już chowało się za horyzont. Była okazja - później może się już taka szansa nie powtórzyć. 
Śniadanie (dla ryb) gotowe
Do kotła poszła zanęta firmy SARS Grand Roach + Special do tego paczka ziemi torfowej oraz paczka gliny rozpraszającej. Robaczanie też byłem nieźle przygotowany: ćwiartka jokersa, odrobina ochotki hakowej, pinka, biały, no i czerwone z własnej hodowli rozmiar idealny na haczyk (czyli długość 3-4cm). Spławik jakim łowiłem to Flagman Armadale Carbon Match 16gramowy - mój hit z końcówki poprzedniego sezonu. Wstępne nęcenie, nawet nie najgorsze jak na pierwszy raz po zimowej przerwie. Początek wydawał się spokojny, zero hałasu i niestety zero... w wodzie.
Taki smakowity kąsek w zbliżeniu
Przez 3 godziny wędkowania nie miałem żadnego brania. Co więcej, nawet nie było żadnego śladu "próbowania" robaków na haczyku. Pozostało mi tylko trenowanie zarzucania i donęcania procą - zawsze to coś, ale na pewno przyjemniej by było z holowanymi rybami ;-)
Po lewej stronie pomostu już jest słońce...

...a po prawej jakby nadal cień
Cztery dni później i planowane rzeczne łowienie, zaniedbane przez ostatnie lata. To moje postanowienie na ten rok, znacznie częściej połowić na rzece, najprawdopodobniej będzie to właśnie Bug. Na pierwszy raz wybrałem "swój" odcinek. Miałem 3 godziny czystego łowienia, starczy. Jak się później okazało... skończyłem po 2... Dlaczego? Ryby znów nie dopisały.

wschodzące słońce na dzikim wschodzie ;-)
Pierwsze branie miałem dopiero po 1,5h!!! Szczerze - byłem już zrezygnowany i w myślach zaczynałem się pakować. Nagle antenka się zanurza, zacinam i... iiiiiiiii...........i to jest duża ryba!!! Krew od razu zaczyna mocniej płynąć ;-) Jak już wspomniałem, to "moje" miejsce i wiem, czego można się tu spodziewać. Dlatego byłem gotowy - pusta guma Sensas o rozmiarze 2,40 , żyłka główna 0,16, przypon 0,12. Pierwsze sekundy (ryba wykorzystała moje zaskoczenie) i ryba próbuje uciekać w górę rzeki na całej tyczce. Hola, hola, szybko dochodzę do siebie, powoli skracam dystans, odpinam topa... hol nie trwał dłużej niż minutę. Ładny leszcz 1,30kg ;-) Spore rozmiary, jednak dość "szczupły". Po zważeniu dwa szybkie zdjęcia i do wody. Obyśmy spotkali się na zawodach, pamiętaj o kolegach! :-)
rzeczne śniadanko na dzień dobry
Niestety, bo tym razem kolegów nie było. Kolejne 20 minut i tylko jakiś mały, zbłąkany krąpik. Sprawdzam 4-5 przepłynięć czy może jakieś stadko, ale nie... Jednak samotnik ;-) Pora się pakować.
Tego dnia do wiadra poszło 2kg zanęty Leszcz Zawodniczy (Stynka) + 1kg Jaź Kleń (Sars) oraz 6kg gliny rzecznej (Stynka). Do tego ćwiartka pinki, odrobina słodzika. Na haczyk duże białe, bądź kilka pinek.
Za dużo zanęty? Wtedy łowił bym sporo na początku, a później słabiej, słabiej i... nic. Może powodem jest 40cm opadającej wody w ciągu 3 dni? A może po prostu ryb nie było w tej okolicy. Sprawdziło się natomiast moje doświadczenie z tego miejsca: 
1. Jeśli od początku są krąpiki i czasami płoteczki - będzie ich sporo, z gościem w postaci wymiarowego jazia
2. Jeśli łowi się co przepłynięcie ukleje - nie będzie średniej ryby, koniecznie trzeba donęcić bardzo tęgo i liczyć na pojedyncze większe ryby
3. Jeśli nie łowi się zupełnie nic, są szanse na pojedyncze większe ryby.

Tak też było tym razem, opcja nr3 się sprawdziła. Wolałbym kilka takich leszczyków, ale jakby nie było, ten kolega uratował mi wędkarską majówkę ;-)

jakże wyczekiwany...
Do podbieraka i...

... i na koniec taki filmik ;-)


Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!







4 komentarze:

  1. Niezłe zdobycze. Niestety czasami trzeba odczekać swoje. Ja kiedyś czekałem 3h na pierwsze branie. Ostatnia wyprawa na dorsza zmieniła moje postrzeganie wędkowania. Wędka zarzucona chwila moment i od razu było branie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja np. chyba nigdy się nie przekonam do łowienia dorszy z kutra, jakoś zupełnie mnie nie ciągnie do takiego "wędkarstwa" ;-)

    OdpowiedzUsuń