środa, 26 czerwca 2019

Zaskakujące zakończenie odległościowej premiery


Dopiero 19 maja po raz pierwszy w sezonie chwyciłem za odległosciówkę. Rzecz nie do pomyślenia ;-) 

W piękny niedzielny poranek wybrałem sobie małe jeziorko, podobno najmniej rybne z okolicznych akwenów  jeśli chodzi o Włodawę. Jednak głównym zamierzeniem było poćwiczenie, głównie zarzucania oraz nęcenia za pomocą procy. Oczywiście liczyłem na ryby, jakiekolwiek, dodatkowo byłem ciekawy co też w sobie kryje jezioro Święte.

Ostatni raz łowiłem tu ponad 3,5 roku temu i nie wspominam tego za dobrze. Łowiliśmy we 3 z kolegami z klubu i gdy oni odławiali jakieś drobne rybki (wzdręgi, krąpiki) to ja dałem popis... plątaniny. To był jeden z tych dni, kiedy plątało mi się na potęgę, w dodatku o ile dobrze pamiętam, w tamtym okresie testowałem sobie różne ustawienia zestawu jak i różne spławiki.

Tym razem metoda jest już wytrenowana i niezmienna. System tzw. "czeski", czyli wagler z większą liczbą krążków, nieco ponad 2gr obciążenia głównego na żyłce i 3-4 śruciny nr4 w roli śrucin sygnalizacyjnych. Spławik to już słynny chyba w całej Polsce Vimba VO14, który czasami jest zastępowany w całości węglowym spławikiem Flagmana.  

Zanęta to 0,5L Rzeki Optimum oraz 0,5L Lin Karaś Czekolada - oczywiście od marki Piscari. Dlaczego taki wybór? Zanęta rzeczna na wodę stojącą? Rzeka Optimum to bardzo dobry wybór zarówno do odległościówki (ze względu na większą kleistość po dodaniu odpowiedniej ilości wody) jak i do łowienia krąpi, ze względu na swój skład. Kluczem do sukcesu jest stopniowe i ostrożne domaczanie - zanęta nie może być za mocno domoczona, ma się formować w kule, jednak nie może być za bardzo plastyczna.

Jeśli chodzi o wybór glin to postanowiłem dodać paczkę wiążącej oraz paczkę argille. Wszystko razem zmieszałem i dodałem nieco lianta. Co ciekawe i warte napisania - do mieszanki zanętowej nie dodałem ani grama robaka. Nie było tam nawet mrożonki. Postanowiłem łowić na czystą zanętę z gliną, troszkę z ciekawości, a troszkę z obaw o... obecność sumików karłowatych, które podobno dominują w tym zbiorniku. 

Pierwsza godzina była... marna. Miałem chyba ze 4 krąpiki i ze 2 nieskutecznie zacięte brania. Powoli zastanawiałem się, czy to był dobry wybór łowiska. I właśnie wtedy woda "ożyła". Co chwilę na haczyku meldowały się krąpiki, nawet może nieco większe niż na j.Glinki. Między krąpikami trafiły się dwie duuuuże ukleje, ale do takich rozmiarów tej ryby już zdążyłem się w tutajszej okolicy przyzwyczaić ;-) Po godzinie intensywnego łowienia kolejne branie, zacięcie i... i spory opór! Jakaś porządna ryba!

Mimo sporego oporu ryba nie szalała, spokojny hol i dobrze ustawiony hamulec kołowrotka zbliżał ją do brzegu. Karp! A raczej karpik, ale na pewno wymiarowy. Co za niespodzianka. Mam jeszcze 15 minut, posyłam do wody 4 ostatnie kulki zanęty. Kolejny krąp, po chwili ponownie krąp. Na koniec, w tzw. "ostatnim rzucie" znowu branie i po zacięciu wiem, że to nie jest krąp. Albo płoć, albo ładny okoń, po chwili wiem, że to będzie płoć, bo ta stara się uciekać na boki niemal do ostatniej fazy holu.

I tak też się dzieje, ostatnią rybą dnia jest płoć, całkiem niezła, bo płoć takich rozmiarów już "czuć" podczas holu. Szybki wypad okazał się udany, zanęta po raz kolejny się sprawdziła i co mnie najbardziej cieszy - nie było żadnych koluchów. Czy to sprawa podania mieszanki zanętowej bez robaków? 
 Przede mną Spławikowe Mistrzostwa Koła na ciekawym, karasiowym łowisku. Będę "uzbrojony" w bata oraz odległościówkę (stąd ten dzisiejszy trening), tyczkę całkowicie odrzucam, uważam, że ryby będą albo blisko, albo daleko ;-) A dwa tygodnie później druga tura Polskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego, prawdopodobnie zawody nie dojdą do skutku na planowanej rzece Bug i trzeba będzie je przeprowadzić na łowisku rezerwowym Husynne - tam jeszcze nie łowiłem...