poniedziałek, 31 marca 2014

Falstart...

Nie tak to miało wyglądać... W związku, że przełożono miejsce zawodów Grand Prix Okręgu nie było większego sensu jechać na Majdan Zahorodyński. Kilkadziesiąt kilometrów dalej wiedziałem o istnieniu rzeczki, która na pewnym, leśnym odcinku ma bardzo dziki charakter. O tym, że są tam ryby wiedziałem - wiedziałem je łowione na własne oczy. Zajeżdżam przed 7 i... pustka, nad brzegiem nie ma nikogo, a to przecież sobota. Dziwne, byłem tu kilka razy ze spinningiem i nigdy nie było tak, abym był sam. No nic, wybieram znane mi miejsce, gdzie podobno jest ciut głębiej. Po gruntowaniu jestem zaskoczony po raz pierwszy... tu jest dobre 2,5metra! Pełną "13-stką" niedużo brakuje by sięgnąć drugi brzeg, ja będę łowił w tej głębokiej rynnie, spokojnie odejmuje 3 ostatnie elementy. Rzucam siatkę, oj! wyleciała mi z rąk ;-) Spokojnie się zanurza, a ja równie spokojnie rozkładam sztycę od podbieraka, siatka tonie, a ja powoli zaczynam próbować ją wydostać sztycą. I tu zaskoczenie numer 2. Już pół metra od mojego brzegu również jest ponad 2 metry!!! Jakbym się nie starał, nie ma szans bym wydobył siatkę. (Dzień później próbowałem zahaczyć ją ciężką główką z kotwiczką na grubej żyłce, ale po 30 minutach dałem sobie spokój. Nawet nie udało mi się jej zahaczyć). No nic, szykujemy zestawy, wodę oceniam na 2-3 gramy, otwieram pudełko specjalnie zabrane na to miejsce i... pięknie! Zapomniałem bombek. Najmniejszy spławik rzeczny to skrzydełko 5gr! Co za dzień! Przeglądam kasety z zestawami na wody stojące, wybieram półtora gramowego V26 Vimby. Nie jest źle, da radę nieco spowolnić spływ, ale... kurczę, nie ma brań! Kulki (dość spore) w ilości 6 podałem kubkiem, nie chciałem walić gałami w tak małej rzeczce. Po raz pierwszy stosuję zanęty firmy SARS, które będę testował w tym roku, miała być inna marka, ale... będzie SARS ;-) Samej zanęty jest jakieś 0,7L przed domoczeniem, do tego odrobina gliny rzecznej + cała paczka ciemnej argilli. Dodaję 1/8L joka, "dziecięcą garstkę" topionej pinki. Miałem dodać gotowane konopie, ale... poprzedniego dnia zamiast je ugotować to spaliłem w popiół ;-) Nawet sobie nie wyobrażacie jaki był dym ;-) i smród ;-)))) Tak prażone konopie również się nie nadawały ;-)
Po 20 minutach nudnego przepływania zakładam jednak ten 5 gramowy listek, zestawem można by niemal łowić na stopa, jeszcze 2-3 gramy więcej i by stało jak nic. Po 5 minutach jest ryba, kilka minut później druga płotka! Może się rozkręci? Nie tym razem... Wychodzi na to, dopadły mnie jakieś przeciwności losu w liczbie mnogiej ;-) Próbuję kolejne 20 minut, kombinuje jak się da z obciążeniem i głębokością łowienia... Nic. Szkoda czasu, po troszkę ponad 1,5h nierównej walki pakuję się do samochodu. Ryby widocznie przeniosły się w płytsze miejsca, bądź w ogóle opuściły ten odcinek rzeki. A mogłem poćwiczyć odległościówkę na pobliskich jeziorach, albo chociaż jechać na ten Majdan... No ale jakbym złapał z kilkadziesiąt płoci w tym miejscu to pewnie byłbym zadowolony, a tak... mały falstart prawie na samym początku ;-)

Treningowy stawik

No i się udało! Można by powiedzieć, że znalazłem mały stawik, który posłuży mi do spokojnego treningu szybkościowego łowienia. Staw mały, około 6 arów, z dużą ilością karasia "półdłoniaka". Bat o długości (zmierzonej) 4,20 do tego malutki spławiczek 0,5gr Vimba z cienką plastikową antenką, w wiaderku resztki z wcześniejszego łowienia i wio!!! I co? A no nic ;-) Dobre pół godziny i tylko 2 rybki na haczyku, co się dzieje? Dopiero wtedy trafiłem z gruntem, rybki ustawiły się 40cm nad dnem, ani niżej, ani wyżej nie chciały brać. Trzy, cztery ryby na minute, brały jak szalone.
W tym samym miejscu zjawiłem się niecały tydzień później, z kolejnymi resztkami po "konkretnym" wędkowaniu ;-)  W ciemno ustawiam 40cm nad dnem i... i nic!!! Spokojnie, na "dzikim" choć małym łowisku rybki mogą pojawić się w zanęcie z opóźnieniem, a może muszą się przyzwyczaić do hałasu wrzucanych, małych kulek. Mija 20 minut i nadal nic, zaczynam kombinować, góra, dół, ciągle bez ryb. Jest ciepło, o wiele cieplej niż tydzień temu, właściwie zero wiaterku, to może... spróbujemy w połowie wody bądź jeszcze wyżej? Ustawiam na jakieś 60-70 cm i jest! Pierwsza, druga, trzecia! Są! Po chwili całe stado pojawia się tuż pod powierzchnią wody. Czyli karasie tym razem się wygrzewały na słońcu, przenosząc się w zdecydowanie wyższe rejony.
Jeszcze tu wrócę, nie raz zostanę z "resztkami" zanętowymi do odpowiedniego wykorzystania ;-)

poniedziałek, 24 marca 2014

Pierwsze treningi

Stanowisko gotowe, nic tylko lepić
kule, nęcić i łowić!
Pierwsze zawody z cyklu Spławikowego Grand Prix Okręgu PZW w Lublinie miały się odbyć na Majdanie Zahorodyńskim... miały, ale się nie odbędą. Organizatorzy wczoraj (23 marca) uznali, że obecny stan brzegów nie nadaje się do przygotowania równych (równo oddalonych od siebie) stanowisk. Daleki jestem od oceniania decyzji, nie obszedłem całości sektorów, więc nawet na ten temat nie powinienem mieć zdania. 
Jednak po zimowej przerwie właśnie Majdan był moim miejscem pierwszych treningów. Pierwszy wyjazd nie był zbyt fortunny jeśli chodzi o pogodę. Silny wiatr w porywach do ponad 50 km/h oraz ciągle kropiący deszcz... W dodatku trafiliśmy na załamanie pogody tuż po ładnym, kilkudniowym okresie ciepłego słoneczka dochodzącego do 10C. Wraz z kolegami z klubu, a było nas 7 klubowiczów + 2 bardzo młodych i początkujących, oby przyszłych mistrzów wędkarstwa spławikowego ;-) zajęliśmy miejsca schowane za laskiem, by chociaż troszkę schować się przed wiatrem. Właściwie wszyscy łowiliśmy skróceni o 1 bądź 2 elementy, inaczej się po prostu nie dało. Nagła zmiana pogody tradycyjnie już wpłynęła na ryby... Łowiliśmy dosłownie od 10 do 30,40 rybek w jakieś 2godziny (każdy miał dość takiej pogody), w tym połowa (u niektórych znaczna większość) to były mikro okonki nie przekraczające długości palca. No cóż, chociaż sprzęt rozłożyliśmy po raz pierwszy po zimowej przerwie, chociaż dla kilku z nas to już był kolejny wypad z tyczką.
Po raz drugi pojawiłem się na łowisku dokładnie tydzień później, tym razem łowiliśmy w 3 na początku sektora seniorów. Po mojej lewej ręce Rafał, który będzie debiutował w zawodach z cyklu Grand Prix, a po prawej Tomek. Tym razem ładna pogoda i... pierwsze miłe zaskoczenie, w odległości 11-13 metrów od brzegu mamy od 1,8 do 2 metrów. Tydzień temu grunt przekraczał metr, no ale to był brzeg po drugiej stronie łowiska. Trening miał na celu wstępne zapoznanie się z akwenem. Tutaj nigdy nie mieliśmy żadnych zawodów, zbiornik jest we władaniu Okręgu od niedawna, a wiadomo, że same wiadomości teoretyczne nie załatwią sprawy.
Nauczony doświadczeniem sprzed tygodnia i panującymi warunkami atmosferycznymi zdecydowałem się na podanie znacznie większej ilości zanęty (jakieś 3/4 paczki) w stosunku do użytej ziemi bełchatowskiej i gliny rozpraszającej. Wstępne nęcenie - tragedia... Takiego rozrzutu dawno u siebie nie widziałem ;-) Kilka kubków podanych w punkt i łowimy... ukleja, ukleja, ukleja... Co jest? Koledzy obok łowią płotki ;-) Strzelam konopiami w taki sposób, że... chyba odprowadzam nieliczne płocie z okolicy jeszcze dalej od mojego miejsca łowienia ;-) Decyduję się na wysypywanie luźnych ziaren konopi wraz z donęcaniem małych kulek kubkiem. Powoli przynosi to efekt, mam coraz więcej płotek, jednak ukleja żerująca przy dnie ciągle pojawia się na haczyku.
Po 3 godzinach spokojnego, rozpoznawczego łowienia pora się ważyć. Wyniki nie są rewelacyjne, Rafał z Tomkiem mają po około 1,5kg, ja 500 punktów mniej. Uważam, że aby liczyć się w sektorze należy na tym zbiorniku i tymi rybami zrobić co najmniej 3000 pkt. Jest to do zrobienia, wszak kilka treningów miało być jeszcze przede mną. Jak się jednak okazało (o czym wspominałem na początku), dalszego rozpoznawania łowiska nie będzie. Szkoda czasu, lepiej trenować tam gdzie mają się odbyć najbliższe zawody.

Na co łowiłem:
3/4 opakowania Grand Prix Milewskiego
4 kg ziemi bełchatowskiej
2 kg gliny rozpraszającej jasnej
1/8 litra jokersa (bałem się mikro okoni, których nie mieliśmy tego dnia)
a na haczyku ochotka bądź pinka

Łowiłem w granicach 11 metra, po gruntowaniu uznałem że to będzie odpowiednie miejsce do położenia swojej zanęty. Co 3-4 wyjazd tyczką "zaliczałem" miękki zaczep, na szczęście bez strat w haczykach czy całych zestawach. Kosa obowiązkowa (nie posiadałem), koledzy po bokach takich problemów nie mieli.

Szkoda, że zawody tu się nie odbędą. Nowa woda, troszkę inne łowienie niż na naszych pozostałych akwenach z wodą stojącą, aby zrobić dobry wynik należało mieć pomysł i go uparcie realizować. Plan na Majdan zostawiam w zawieszeniu, w połowie nie sprawdzony, w połowie z jakimiś wnioskami. Kto wie, może za rok? ;-) Przy ograniczonym czasie na treningi innego wyjścia nie ma, trzeba przenieść się na zalew Zemborzycki, pierwsze zawody już w połowie kwietnia!

niedziela, 2 marca 2014

W oczekiwaniu na prawdziwą wiosnę...

Pierwszy weekend marca udało się spędzić ze spinningiem w ręce. W sobotę w małej rzeczce próbowałem szukać okoni, niestety ;-) jak to przeważnie w moim spinningowym wykonaniu bywa nie odczułem żadnych odznak zainteresowania moimi przynętami ;-)
Kilku innym wędkarzom, który próbowali z "przystawką" przechytrzyć jakieś płotki też tego dnia się nie udało - może jeszcze to nie jest ten czas? 
Czasami się zastanawiam czy ten mój zielony Konger Mikros do dłubania nie marnuje się w moich rękach ;-)

W niedzielę również pochodziłem niemal godzinę na tej samej rzeczce, lecz ciut wyżej. Okonie na pewno tam były... w sierpniu ubiegłego roku, sam je łowiłem ;-) Ale był też wolniejszy nurt, krzaczory i trzcina po same uszy, a teraz? Wygląd niemal jak mini kanał żeglugowy ;-) Oczywiście żadnych oznak ryb ;-) Kolejne kilkadziesiąt minut postanowiłem spędzić na "rozpoznaniu" pewnego małego jeziorka, baaaaaaardzo zarośniętego. Kij w ręku, ale nie został tym razem użyty, jak widać na zdjęciu - lód puścił wyłącznie tuż przy brzegu. Mimo strasznie zarośniętego brzegu udało się namierzyć kilka "dziur",  z których będzie można wędkować. Obecność wędkarzy (z ubiegłego roku) także była widoczna - pozostawione opakowania po zanęcie :-/  Przy najbliższej okazji trzeba będzie zarzucić tu kilka razy gumą, a kto wie? Może i przysiądę z odległościówką? ;-) 

Na 15 marca wyznaczyliśmy sobie z kolegami z klubu datę wspólnego, pierwszego treningu. Gdzie? Do końca jeszcze nie wiadomo ;-) Już nie mogę się doczekać, a Wy możecie liczyć na krótką relację ;-)