niedziela, 9 grudnia 2018

Z nowymi spławikami w nowy sezon


Zbliżający się rok 2019 niesie za sobą dość sporą  u mnie zmianę jeśli chodzi o "sprzęt". Postanowiłem zmienić spławiki, którymi będę łowił. Od kilku lat wierny byłem udanej produkcji marki Vimba model V26. Tym razem postawiłem na Fiume Star A (węglowy dolnik) i Star B (metalowy dolnik), a z powodu "braków magazynowych" na zdjęciu możecie dojrzeć też kilka spławików MatchPro - to identyczny model. Skąd ta zmiana? Przecież na pierwszy rzut oka spławiki są identyczne? Otóż nie do końca. Szykowane przeze mnie spławiki mają odrobinę dłuższą antenkę (nawet do 10mm), a dla osoby, która łowi w okularach to już ma znaczenie ;-)

Kształt korpusu (tzw. gruszka) pozwala obłowić wszystkie wody stojące w okręgu lubelskim, czuła, szklana antenka oraz kil metalowy bądź węglowy (czasami warto użyć tego węglowego). Dodatkowo dwukrotnie przeleciałem korpusy lakierobejcą, zwracając szczególną uwagę na miejsca wszelkich "połączeń", czyli dolnik, antenka oraz oczko spławika. 

Pozostanie mi jeszcze przemalowanie anten na kolor zółty fluo, poniważ od 2-3 lat uważam ten kolor za optymalny i wyjściowy. Kiedy trzeba czarną antenę - maluję ją tłustą kredką do powiek. Lepszy byłby czerwony? W kieszonce kosza przygotowana jest tłusta, czerwona szminka ;-) Z czerwonej antenki żółtej nie jestem w stanie zrobić (chyba, że na stałe farbką, ale później znowu zdrapywać i malować na kolor?), stąd mój wybór.

Oczywiście mam jeszcze 2-3 modele spławików do zadań specjalnych, jednak są one używane sporadycznie i tylko przy "odpowiednich" warunkach. Teraz zobaczymy ile wieczorów zajmie mi szykowanie niemal 30 zestawów. Do marca powinienem dać radę ;-)))))

sobota, 8 grudnia 2018

Sezon 2019 w nowych barwach!

Na pewno w ostatnich wpisach zauważyliście, że coraz częściej sięgałem po produkty marki Piscari. Dziś już oficjalnie mogę powiedziać, że klub w którym startuję ma nowego sponsora, a będzie to właśnie Piscari i tak będzie też brzmiała nazwa klubu od nowego sezonu. Równocześnie ja sam będę miał mały udział w rozwoju (oby!) tego producenta zanęt i dodatków zanętowych zajmując się sprawami związanymi marketingiem i social media.

Powoli można też podsumowywać mijający sezon i pierwsze co mi się nasuwa... to niemal zupełny brak czasu, wydaje mi się że z roku na rok nad wodą jestem coraz rzadziej. Co prawda udało mi się przejechać cały cykl PLWS, wystartować w turze feederowego GPO oraz pierwszych zawodach spławikowego GPO, a także wziąć udział w Spławikowych Mistrzostwach Koła i właściwie to tyle... Co ciekawe, przeglądając swoje zezwolenie, częściej łowiłem w sąsiednim Okręgu niż swoim macierzystym ;-) Wynika to z tego, że podczas wakacji (urlopu) dochodzi zawsze kilka dni "luźniejszych", kiedy jestem tylko ja i ryby.

Co jeszcze oprócz braku czasu na ryby można zaliczyć do minusów? Na pewno wyniki ;-) W tym roku może nie było wstydu, jednak do "samozadowolenia" jeszcze trochę brakuje. Niestety, ciągle widoczny jest brak obłowienia, brak trzymania się planu taktycznego (a może złe wybory taktyki?)

Plusy? Na pewno dużo "radochy" dało mi łowienie na Bugu, co prawda byłem nad rzeką chyba 5 razy, jednak w porównaniu z poprzednimi latami to i tak jest to spora liczba ;-) W 2019 na pewno nadal będę kontynuował "rzeczne szkolenie" przeplatane z odległościówką i jak znam życie... odbędzie się to w okresie wakacyjnym ;-) Dzieci coraz starsze, więc jest szansa, że i czasu na ryby będzie troszkę więcej, a już napewno jest spora szansa na szybkie treningi w dni powszednie.

Sporym plusem jest podpisanie umowy między klubem a marką Piscari - mam nadzieję, że współpraca będzie owocna i długa, przydałaby się stabilizacja na tej płaszczyźnie. Dla mnie osobiście wyzwaniem będzie również nowa, dodatkowa praca właśnie w "barwach" Piscari. Na szczęście, będzie to tylko miły dodatek, który również nie powinien mi zabierać zbyt wiele czasu ;-)

poniedziałek, 15 października 2018

"Big Fish" czyli na karpie w Krzesimowie

W sobotę 9 października spotkaliśmy się z kolegami klubowymi na łowisku komercyjnym w Krzesimowie organizując sobie zawody o największą rybę. Chociaż było nas 12 osób, to złowiliśmy 7 karpi, 2 spore karasie i 4 jesiotry. Ryby wyraźnie nie chciały z nami współpracować, co zupełnie nie psuło naszych dobrych humorów ;-)

Udało mi się złowić jednego karpia o wadze 1,450 kg, co dało mi 5 miejsce w naszej rywalizacji. 
Łowisko zanęciłem wyłącznie kubkiem, 2x 4mm pellet halibut, 2x 8mm pellet halibut i 3 kulki czystej, niedomoczonej karpiowej zanęty firmy Piscari. Przez długi czas nic się nie działo, ryby w ogóle nie chciały brać i tego dnia przynęta dumbells Lorpio Method 7mm krill&shrimp nie okazała się skuteczna. Delikatnie skubnięcia (bardzo delikatne) widać było na pellet 8mm, ale prawdopodobnie były to płoteczki wielkości palca, które dziubały kąsek ;-)

Dopiero w ostatniej godzinie były jakieś emocje, najpierw niezacięte branie - spławik po drugiej stronie wędki, gdy wróciłem z szybkiej sesji zdjęciowej kolegi kilka stanowisk obok, a później długo wyczekiwane branie... Na kukurydzę ;-) Zacięcie, siedzi! Szybki odjazd w prawo, ale pusta guma 2,4 zrobiła swoje - karp po równie szybkiej ucieczce w prawo na 5 metrów prawie natychmiast został "zawrócony" sprężystością gumy. Cały hol nie trwał dłużej niż minutę. 

Takie łowienie koniecznie muszę powtórzyć w cieplejszej porze roku, kiedy może karpie będą chciały chętniej współpracować ;-)

Poniżej końcówka holu, a w linku relacja, wyniki i zjdęcia:

piątek, 5 października 2018

Wymiary widełkowe w PZW Lublin - popieram akcję!

Spinningowy MO 2018 - Paweł Wojteczko został "twarzą" akcji
Od kilku dni ruszyła akcja zbierania podpisów poparcia wprowadzenia wymiaru widełkowego dla sandacza, szczupaka i okonia w Okręgu PZW Lublin. Będąc jednym z pomysłodawców akcji gorąco zachęcam do wsparcia tej akcji, każdy podpis się liczy.

Szczegóły na stronie:
gornywymiar.pl


W roku 2017 wiele Kół PZW Okręgu Lublin wnioskowało o wprowadzenie wymiarów „widełkowych” dla ryb drapieżnych, najczęściej pojawiały się propozycje: szczupak od 80cm, sandacz od 80cm, okoń od 35cm. Co to oznacza dla wędkarzy? Wspomniane ryby będą prawnie (poprzez zezwolenie oraz Uchwałę Zarządu Okręgu PZW Lublin) chronione: szczupak do 50 cm i od 80cm, sandacz do 50cm i od 80cm, natomiast okoń do 18cm i od 35cm. Te dodatkowe obostrzenia obowiązywałyby jedynie na wodach stojących ogólnodostępnych, czyli Zalew Zemborzycki oraz jeziora.

Na początku 2018 roku Komisja ds. gospodarki rybackiej POZYTYWNIE rozpatrzyła te wnioski i przekazała je do rozpatrzenia przez Zarząd Okręgu. Tam, niestety, zdecydowana większość obecnych na sali działaczy nie poparła tego pomysłu, przez co wniosek o wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych przepadł. Argumentem zasadniczym osób przeciwnych było stwierdzenie „że wędkarze tego nie chcą.” Pokażmy naszym działaczom, że jest zupełnie na odwrót!

Pod koniec roku 2018 ponownie pojawią się wnioski o wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych – tego jesteśmy pewni. Ponownie Komisja ds. gospodarki pozytywnie go zaopiniuje. Jednak tym razem dostaną Wasze poparcie. Tym razem ZO PZW Lublin nie stanie przeciwko tak dużego poparcia, nie przeciwstawi się woli wędkarzy, więc: 

PODPISZ LISTĘ POPARCIA DLA GÓRNYCH WYMIARÓW OCHRONNYCH (szczupak od 80cm, sandacz od 80cm, okoń od 35cm – dotyczy wód stojących ogólnodostępnych Okręgu PZW Lublin)


1. Zasadniczym argumentem za ustanowieniem wymiaru widełkowego jest uatrakcyjnienie łowiska. Obecność dużych, okazowych ryb ma dla łowiska wiele zalet. Anglicy twierdzą, że metrowy szczupak czy sandacz jest zbyt cenny by złowić go tylko raz. Wędkarze są gotowi zapłacić dużo pieniędzy na zagraniczny wędkarski wyjazd byle w perspektywie istniała możliwość złowienia dużej ryby.

2. Kolejnym argumentem jest fakt, iż do tarła będzie miało możliwość przystąpienia więcej ryb, co siłą rzeczy spowoduje znaczny wzrost rybostanu, który w większości przypadków jeżeli chodzi o ryby drapieżne jest tragiczny.

niedziela, 16 września 2018

Masa błędów na Nieliszu


Przed wymieszaniem...
Długo czekałem na te zawody. Trzecia, ostatnia tura Lubelskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego zaliczana do klasyfikacji PLWS. Na koniec wisienka na torcie - flagowe łowisko okręgu PZW Zamość - Nielisz.
Łowisko, gdzie podstawą jest łowienie daleko, czyli w przypadku zawodów spławikowych - odległościówka. I to mnie cieszyło najbardziej, to lubię i na te zawody miałem ogromną chęć.

Rok temu po raz pierwszy łowiłem na Nieliszu, niestety nie było to udany debiut, ale sam zbiornik bardzo mi się spodobał.

...i po wymieszaniu.
Tym razem, mając już jakiś bagaż doświadczeń oraz informacje na temat "co i jak" liczyłem na porządne łowienie. Do kotła poleciały 2 paczki zanęty Piscari - Rzeka Optimum oraz Leszcz Specjal. Jeśli chodzi o gliny to 2 paczki argille oraz 2 paczki ziemi kubek również tej samej firmy. Po wymieszaniu glin postanowiłem dodać jeszcze jedną ziemię kubek i wszystko razem wymieszałem.
Moje stanowisko

Tomek niemal gotowy
Do nęcenia wstępnego użyłem mieszanki 2 litrów zanęty oraz 2 litrów gliny ze śladową ilością jokersa i kastera. Druga mieszanka była identyczna co do składu, jednak z większą (około 150ml) ilością jokersa i kasera. Do tego wszystkiego dodałem bentonit, aby opóźnić rozmywanie się kul. Nęcenie zajęło mi około 8 minut. Topioną pinkę i białe barwione (po 150ml) pozostawiłem sobie na donęcanie, tak samo jak około 0,2 litra czerwonych robaków. Zostało też jakieś 0,25 litra jokersa i około 0,2 litra kastera. To w jaki sposób i czym będę donęcał miałem zadecydować w trakcie zawodów.
Bogdan i smakołyki ;-)

Początek zawodów na Nieliszu zawsze jest senny, przeważnie budowanie wyniku zaczyna się bliżej końca zawodów - taka specyfika łowiska. Jednak pierwsza godzina nie była wcale zła - 3 jazgarze, niewymiarowy okoń, leszczyk za około 200pkt i płoteczka, która niestety zamiast trafić do siatki, odczepiła się z haczyka i wyśliznęła mi się z dłoni. W tym momencie wcale nie byłem gorszy od moich sąsiadów. Postanowiłem nieco "przyspieszyć" żerowanie tutejszych leszczy i dokroiłem do 4 kulek czerwonego robaka. To był jeden z błędów (prawdopodobnie).

Przez następne niemal 2 godziny miałem chyba tylko 1 leszczyka, 2-3 jazgarze i niewymiarowego okonia. W tym czasie łowiący po mojej prawej ręce Tomek złowił może z 10 leszczyków, a i siedzący po lewej Bogdan dużo mu nie ustępował. A u mnie czarna rozpacz ;-) Przez ten czas rozpoczął się festiwal kombinowania ;-) Większy haczyk, mniejszy, dłuższy grunt, łowienie na styk, wszelkie kombinacje robactwa na haczyku, brak donęcania, donęcanie serią, luźniejszymi kulami, sklejonymi, z dużą ilością zanęty, mix robaków w samej glinie... Sam już nie pamiętam co ;-) To oczywiście był kolejny błąd - przeważnie taki misz-masz i szukanie "cudu" nic nie daje. Najlepiej mocno trzymać się planu, ewentualnie wprowadzić jedną zmianę. Takie "skakanie" nie mogło skończyć się wstrzeleniem się w ryby - a Tomek się wyraźnie wstrzelił, bo tylko przez troszkę ponad godzinę miał z 7-8 leszczy w siatce. A że siedział blisko (jego samego nie widziałem, jednak widziałem jego spławik) to widziałem, że często branie miał dosłownie minutę-dwie po zarzuceniu zestawu.

Ostatnia godzina niewiele u mnie zmieniła. Dołowiłem jeszcze 3 leszczyki (w tym jednego dłoniaczka), ale ostatecznie 4 leszczyki za około 200pkt, dłoniaczek i kilka jazgarzy to nie było to czego oczekiwałem. Dodatkowo od połowy zawodów zaczęło ciągnąć w prawo, a ja miewałem nawet problemy, aby odpowiednio zarzucić i zatopić żyłkę w celu jak największego spowolnienia spływającego zestawu. Ostateczna waga to tylko 980 gram, przedostatnie miejsce w sektorze i wynik jeszcze gorszy niż rok temu. Ryby żerowały bardzo niemrawo, nawet brania były bardzo delikatne. Najlepiej sprawdzał mi się pęczek 3-4 ochotek. Zupełnie nie działał czerwony robak.

Ryby Marcina Będziejewskiego
 Sektor wygrywa Rafał Dębicki, kolega z klubu, który użył niemal identycznej mieszanki zanętowej (Leszcz Optimum zamiast Specjal), a jego gliny to 4 paczki wiążącej i 4 paczki ziemi torfowej. U mnie wydaje mi się, że zabrakło "tęgości", czyli albo mieszankę należało zrobić na bazie wiążącej, albo typowy double leam, czyli rozpraszająca z dużą ilością kleju typu liant coler. To mógł (mógł!) być kolejny błąd. Ziemia kubek (do tej pory nigdy jej nie stosowałem, to był swojego rodzaju test) jednak nie przekonała mnie tego dnia. A może po prostu łowiący był za kiepski ;-)


Marcin z rybami
Przed nami prawdopodobnie dość ciepła jesień, mam nadzieję, że uda się jeszcze wyskoczyć kilka razy na ryby. Najlepiej z odległościówką, aby nie kończyć tak fatalnie sezonu tą metodą, moją ulubioną zresztą. A za miesiąc, w połowie października, wyjątkowe zawody na Wiśle w Puławach. Otrzymałem niespodziewane zaproszenie i zamierzam z niego skorzystać ;-) Ale o tym na razie cicho sza ;-)

Towar z Nielisza:
1 kg zanęta Piscari Leszcz Specjal
1 kg zanęta Piscari Rzeka Optimum
3 paczki ziemia Kubek Piscari
2 paczki glina argille Piscari
0,5 litra jokersa
125 ml pinki topionej
125 ml białego topionego
150 ml czerwonego robaka
250 ml kastera
25 gram ochotki haczykowej.

Wyniki zawodów:
http://wedkarstwo-lublin.pl/wp-content/uploads/2018/09/3turaNieliszPLWS18.pdf



poniedziałek, 13 sierpnia 2018

Drugi trening, zawody i "wykończeniówka" na Bugu

Trening nr2 miał miejsce tutaj ;-)
Mój drugi trening odbył się w czwartek, dwa dni przed zawodami. Tym razem nie jechałem do Woli Uhruskiej, lecz wybrałem nową dla mnie miejscówkę we Włodawie, gdzieś między drzewami i krzaczorami ;-)
Tym razem nieco inaczej podałem zanętę, a mianowicie zdecydowanie mocniej ją dokleiłem i rzuciłem więcej mocno spoistych kul. Użyłem 2kg zanęty Stynka Leszcz zawodniczy oraz 1kg rzecznej Piscari. Do tego 6kg gliny rzecznej. Mieszałem zanętę z gliną w stosunku 1:1. Pierwsze 3 litry wylepiłem wyłącznie z wodą, kolejne 3 litry z bentonitem, a ostatnie 3 litry ze zdecydowanie większą ilością bentonitu, dodatkowo "dociskając" kule mokrymi dłońmi. Do każdej porcji poszła pinka w identycznej ilości, natomiast do ostatniej porcji dodatkowo bułka fluo żółto-czerwona oraz gruby biały.

Jakieś 4kg w 2h treningu, całkiem nieźle
Co mnie zaskoczyło - ryby pojawiły się niemal od samego początku. Po rzuceniu kul posprzątałem ze 2 minuty bałagan na stanowisku i dopiero zasiadłem na kosz. Po 4 czy 5 przepłynięciu pierwsze branie i krąp. A warto dodać, że po gruntowaniu, kiedy przeleciałem zestawem w celu sprawdzenia czy nie będę miał żadnych zaczepów zahaczyłem... szczupaka ;-) Po szybkim, czwartym krąpiu postanowiłem wsadzić siatkę do wody, a bardzo rzadko czynię to na treningach. Krąpie dalej brały, a ukleje zdarzały się sporadycznie. Po 30 minutach mogłem zestaw wstawiać tuż przed kulami, wpuszczać w kule, mocniej przytrzymać, puścić zaciąć i... w ciemno ryba siedziała na haku. Po godzinie łowienia wyholowałem wymiarowego klenia (27cm), który w pysku miał bułkę fluo. To znak, że 3 konsystencja kul właśnie pracowała. W ciągu 10 minut dołowiłem 2 krąpiki i 2 kleniki wielkości dłoni. Nastąpiła przerwa, po czym zaczęły brać ukleje. Donęcanie zarówno kubkiem, jak i z ręki czy też serią po 4-5 kul nie dawało efektu. Przez kolejne 30 minut łowiłem same ukleje i może ze 2-3 krąpiki. W sumie przez 2 godziny łowienia trening zakończyłem z 21 krąpiami, 4 płociami, 1 kleniem i 30 uklejami, co dawało mi jakieś 4kg. Całkiem niezły wynik, powtórzyć to na zawodach byłoby ekstra.

Stanowisko nr12
Na sobotnich zawodach, 2 turze Lubelskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego z cyklu PLWS postanowiłem nic nie zmieniać, postanowiłem jedynie rzucić jeszcze więcej kul jeszcze mocniej sklejonych. Wylosowane stanowisko 12 w sektorze B wyglądało fajnie, a za sąsiadów miałem bardzo dobrych zawodników, z lewej Bogdana Wąsika, a z prawej Łukasza Będziejewskiego - czołówka lubelskiego i zamojskiego spławika. Tym razem postawiłem na spławik 6gr i 14gr., z tym że ten cięższy to na prawdę bardzo, ale to bardzo wolno spływał. Zarówno bez 1 jak i bez 2 rur głębokość miałem taką samą więc postanowiłem łowić bliżej. Po rozpoczęciu zawodów ryby meldowały się co jakieś 3-4 przepłynięcia, niestety były to same ukleje oraz bardzo malutkie krąpie - rozmiarami podobne do uklejek. Po 20 minutowej przerwie w zawodach (burza), wcale nie było lepiej, a nawet mógłbym powiedzieć, że gorzej... Ostatnią godzinę postanowiłem często donęcać kubkiem, co nieco zwiększyło mi ilość uklejek na haku, szczególnie w ostatnich 30 minutach. Na stanowisku miałem uklejówkę gotową do użycia, miałem paczkę zanęty uklejowej, jednak uparcie nie chciałem tak łowić ryb. W efekcie tylko 3 ryby, które można nazwać rybkami, a reszta do rybi drobiazg, którego złowiłem ponad 50 sztuk.
Marcin Będziejewski i jego "1" z sektora A
Schowany w zaroślach czekałem na zachód słońca...

Daje mi to odległe 13 miejsce w sektorze z równym 1 kg w siatce, gdzie zwycięzca sektora miał niemal 5,5kg! Czuję spore rozczarowanie, mam pewne przemyślenia, ale muszę jeszcze raz wyskoczyć na ryby, aby je sprawdzić.
W zawodach użyłem dokładnie takiej samej mieszanki zanętowej jak w czwartkowym treningu, do tego dołożyłem 8kg gliny rzecznej.

Dwa dni po zawodach udaje mi się znaleźć trochę czasu, aby chwilę połowić. Na miejscu jestem o godzinie 18:15, późno, ale lepiej późno niż wcale ;-) Jestem jakieś 400 metrów od miejsca treningu czwartkowego, ekspresowe rozkładanie i dokładnie godzinę później rzucam kule. Tym razem użyłem 2kg zanęty i 4kg gliny, więcej nie jest mi potrzebne bo długo nie będę łowił. W ciągu 70-80 minut złowiłem kilkanaście krąpi, identycznych jak w czwartek, do tego może 3 ukleje. Dopiero pod koniec czasu co przepłynięcie mam ukleje i.... i nagle holuję coś innego ;-) Tym czymś okazuje się mały sumik, miał jakieś 30 centymetrów. Powoli robi się ciemno, trzeba kończyć.

Ten wpis jest doskonałym przykładem tego, jak zgubny może być nieodpowiedni trening. Dlaczego nieodpowiedni? 30 kilometrów od miejsca zawodów to już zupełnie inna rzeka. Zobaczcie mój poprzedni wpis - trening w miejscu zawodów i 4 krąpie, 1 płoć, 1 okoń i 40 uklejek, w 2h jakieś 1,6-1,7kg. Podczas gdy nieco w ponad godzinę robię spokojnie około 2,5kg w innym miejscu. Właściwym było moim zdaniem mocniejsze doklejenie kul, jednak w Woli Uhruskiej należało często donęcać i skupić się na drobnej rybce, jeśli już chcemy ją łowić tyczką. Oczywiście należy sprawdzić co jakiś czas cięższym zestawem czy jakieś większe ryby zameldowały się w kulach, ale jeśli 2-3 przepłynięcia nic nie dają to należy wrócić do szybszego zestawu i odławianiu drobiazgu. Należy łowić to, czego jest najwięcej ;-) Dodatkowo myślę, że warto byłoby zmniejszyć ilość zanęty na rzecz gliny. Podczas zawodów dodałem jokersa, ale czy miał on wpływ negatywny? Nie wiem. Wiem, że jeśli chodzi o zawody na Bugu to ciągle jestem w tym starciu pokonanym ;-)

Wyniki 2 tury Lubelskiej PLWS:
http://wedkarstwo-lublin.pl/wp-content/uploads/2018/08/2tWolaUhruskaPLWS18.pdf


sobota, 4 sierpnia 2018

Upalny trening na Bugu


 Dziś wyskoczyłem na bardzo szybki trening do miejscowości Wola Uhruska. Właśnie tutaj, dokładnie za 7 dni, na rzece Bug, odbędzie się druga tura Lubelskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego PLWS. Wykorzystując okazję, że spędzam urlop 30km od miejsca zawodów miałem spore szanse na to, że uda się zrobić szybki wypad, aby chociaż troszeczkę połowić na tej dzikiej i nieobliczalnej rzece.
 Po rzuceniu 7 kul do wody już po kilku minutach pojawiły się pierwsze ryby. Niestety, były to ukleje, takie z przedziału 15-20 gram. Z czasem było ich coraz więcej i albo meldowały się co każde przepłynięcie, albo zahaczały się już podczas wyjazdu tyczki. Do wody poszło 1kg Piscari Rzeka Optimum i 1kg Sars Jaź-Kleń, do tego 6kg gliny rzecznej Stynka, odrobina bułki fluo żółto-czerwonej, jakieś 0,4 litra pinki, garść białych oraz 2 litry zamrożonej mieszanki z ostatnich połowów feederowych (1:1 zanęta płociowa z mixem glin argile i ziemi). Tego dnia nie miałem pełnego kubła bo... tradycyjnie nie miałem za dużo czasu na łowienie ;-) Dodatkowo postanowiłem często donęcać dwiema kulkami za pomocą ręki. I robiłem to już po pierwszych 20 minutach co jakieś 7 minut.
Stanowisko, które sobie wybrałem nie było za dobre - a przynajmniej jeśli chodzi o możliwość złowienia średnich ryb. Dopiero na pełnej tyczce miałem głębokość około 120 centymetrów i właśnie tam postanowiłem łowić. Uklei było mnóstwo, a machanie jej pełnym kijem Sensas Crazy Power 500 (mój kij na rzeki oraz zapas) mógł zmęczyć, tym bardziej, że zza drzew wyszło słońce i dość mocno przypiekało.
Po 40 minutach po zacięciu guma po raz pierwszy wyszła z topu i po chwili w podbieraku znalazła się płoć za około 100 punktów. Po kilku minutach sytuacja się powtarza, tym razem krąp za prawie 200 punktów. Nie jest źle myślę i... znowu łowię ukleje ;-) 
Kolejne minuty - nic się nie dzieje, nawet trudno wyjechać całą wędką bo już gdzieś zahacza się ukleja, której w tym miejscu jest mnóstwo (niestety, prawdopodobnie na zawodach od razu wykluczę łowienie uklei krótkim batem bliżej brzegu).
Ponownie branie i tym razem największy z dzisiejszych krąpi ląduje w podbieraku, tego spokojnie mogę zaliczyć do tych za 300 punktów. W późniejszym czasie doławiam jeszcze dwa mniejsze krąpie i na koniec okonia ;-) W sumie 4 krąpie, 1 płoć, 1 okoń i troszkę ponad 40 uklejek, w sumie na oko (łowiłem bez siatki jak większość moich treningów) jakieś 1,6-1,7kg w 2 godziny łowienia. 
Łowiłem liściami Vimba 15 gram (najczęściej, wszystkie średnie ryby z tym spławikiem) oraz liściem 6gr. Uciąg bym oceniał na około 8 gram, lżejszy spławik dało radę poprowadzić wolniej niż nurt, a cięższy spławik można było wlec bardzo, bardzo powoli, myślę że 20gram już by ładnie stało w tym miejscu.
W środku tygodnia prawdopodobnie jeszcze raz będę na Bugu, jednak wtedy prawdopodobnie będę chciał sprawdzić swoją "jaziową miejscówkę". Niestety jest tam płyto i przy tym poziomie wody mogę trafić wyłącznie na ukleje, no ale zobaczymy ;-)

środa, 1 sierpnia 2018

Feederowa lekcja podczas 1 tury Feeder Grand Prix Okręgu


W ostatnią niedzielę wystartowałem w 1 turze Feeder Grand Prix Okręgu PZW Lublin, był to debiut tego typu zawodów. Wystartowało aż 66 zawodników, o 26 więcej niż podczas tegorocznych Gruntowych Mistrzostw Okręgu.
Kiedyś, kiedyś, łowiłem często, a właściwie wyłącznie na feedera - bo kto nas nie łowił? Ogólnie feeder raczej mnie troszkę... nudzi ;-) No ale zawody, to zupełnie coś innego ;-) Tydzień temu udało się nawet troszkę potrenować, o czym pisałem TUTAJ. Niestety, jak się później okazało, efekt treningu nie za bardzo przełożył się na wynik w zawodach.

Do zawodów przygotowałem paczkę zanęty Piscari Rzeka Optimum oraz Płoć Optimum, co dało po namoczeniu 5 litrów mieszanki. Do tego mieszanka glin: wiążąca 3kg, argilla 2kg i ziemia prawie 2kg. Do zanęty dodaję 2,5L mieszanki glin - to będzie moja podstawowa mieszanka. Do limitu 12 litrów zostawiam sobie pozostałą część pomieszanych glin - tak w razie co ;-)
Jeśli chodzi o robactwo to miałem przyszykowane 0,75L jokersa, 0,1L kastera, 0,1L ochotki hakowej i odrobinę pinki i białego - głównie z myślą o zakładaniu na hak. Do dwóch kuwet wsypałem sobie po 2 litry każdej z mieszanek, do tej zanętowej dodałem odrobinę kastera, do gliny zaś jockersa i odrobinę grubej ochotki. Plan był taki, aby donęcać wyłącznie zanętą bądź robakiem w glinie - w zależności od tego co będą wolały rybki. Ale rybek nie było ;-)

Moje umiejętności pozwalały na łowienie maksymalnie na 25 metrze. Tam mogłem posyłać koszyczek pewnie i celnie. Niestety, tego dnia ryb trzeba było szukać dalej. Gdy już w końcu "przygotowałem" swoją głowę i ręce do dalszych rzutów pojawił się problem - dokładność. Odległość była już ok, ale żeby jeszcze pocelować w to samo miejsce... Nie jest łatwo przestawić się z "czucia" zarzucania odległościówką na wyrzut (daleki) feederowy. Chociaż sprzęt był gotowy (feedery o ciężarze wyrzutu do 120gr, żyłka główna 0,18), to braki w umiejętnościach dalekiego łowienia były widoczne. Błędem również było częste podawanie zanęty koszykiem, należało chyba jednak dłużej odczekiwać na ewentualne branie. Chociaż kilka razy też próbowałem odczekać z 5min, ale może było to za krótko?
Ostatecznie złowiłem 1 rybkę za całe 10 punktów ;-) Pozwoliła mi ona wyprzedzić jedynie zawodników zerowych, ale ostatecznie zakończyłem zawody daleko, pod sam koniec klasyfikacji indywidualnej. A myślałem, że feeder to taki prosty sport ;-) A tu nie ma tak łatwo, po wynikach można było zobaczyć, że "fachowcy" poradzili sobie znakomicie, łowili ryby daleko od brzegu i zajęli czołowe lokaty.

W linku poniżej przeczytacie relację z zawodów oraz zobaczcie pełne wyniki:
http://wedkarstwo-lublin.pl/1-tura-fgpo-z-zemborzycki/

A już w najbliższą niedzielę Gruntowe Mistrzostwa Koła - znakomita okazja by się odkuć, ale... niestety, nie będzie mi to dane. Wielkimi krokami zbliża się 2 tura PLWS i te kilka dni do zawodów zamierzam poświęcić na co najmniej 2 treningi nad rzeką Bug, aby dobrze przygotować się do zawodów (możliwie dobrze). Także możecie liczyć na mini-relacje z treningów, które ukażą się za kilka dni.

niedziela, 22 lipca 2018

Szybki test w samo południe

Dziś łowimy tutaj

Zaraz będzie branie ;-)

Pinka, białe, mieszanka zanętowa, glina i kuku
Dziś udało mi się wyskoczyć na bardzo szybkie ryby. Naprawdę bardzo szybkie... Dopiero około godziny 12 mogłem wyruszyć na jezioro Glinki, aby tam po znalezieniu wolnego miejsca (a w niedzielę w sezonie wakacyjnym wcale to proste nie jest) przeprowadzić szybki test. 


Niestety... To była największa ryba dzisiejszego dnia...
Po pierwsze chciałem sobie troszkę przypomnieć sportowe łowienie feederem - być może za tydzień dam radę wystartować w 1 turze Feeder Grand Grand Prix Okręgu na Zalewie Zemborzyckim, także krótkie przypomnienie na pewno mi się przyda. Druga testowana rzecz to zanęty, z którymi do tej pory jeszcze nie miałem przyjemności - zanęty Piscari. Dodatkowo miałem to szczęście, że testowałem zanętę, której na razie nie ma w sprzedaży, a opisana była jako Rzeka Optium - Jaź, krąp, leszcz. Pierwsze wrażenie po otwarciu paczki - pozytywne, przyjemny, słodki zapach, po dodaniu wody zanęta przyjemnie "puchnie" z wyraźnie widocznymi drobinkami fluo w kolorze czerwonym i żółtym. Jednak to nie moje odczucia są tu ważne, obecnie na rynku jest sporo naprawdę dobrze robionych zanęt.

Łowiłem na wymierzonym, 30 metrze od brzegu. Zanęciłem mieszanką zanęta-glina w stosunku 1:1. Natomiast mieszanka glin to była somme i ziemia torfowa od Vimby, również w stosunku 1:1. Po około 10, większych koszyczkach wypełnionych zanętą przyszła pora na zmianę koszyczka na znacznie mniejszy i dopięcie przyponu o długości 50cm, średnicy 0,12mm z haczykiem nr14. Na haczyk lądowały 2-3 białe robaki, a do koszyczka mieszanka zanętowa ze sporą ilością topionej pinki z odrobiną kukurydzy, zastopowana gliną z dwóch stron. Ryby pojawiły się od razu - na początku bardzo chuda płoteczka o wielkości palca wskazującego, a następnie 15cm leszczyki i krąpie. Pojawiły się także ze 3 ukleje podobnych rozmiarów. 


A to powędrowało do wiadra 
Po około 20 minutach zdarzały się nawet brania podczas... opadania koszyczka, należało być czujnym. Niestety, miałem tylko około 80 minut samego łowienia, jednak test w samo południe oceniam pozytywnie. Ilość brań ogromna, właściwie nie czekałem dłużej niż 30 sekund od momentu, gdy koszyk dotarł do dna, a nawet jeśli w tym czasie brania nie było, wystarczało podciągnąć odrobinę zestaw, a wtedy dosłownie po kilku sekundach następowało branie. Wszystkie brania były widoczne jako bardzo szybkie pociągnięcia, bądź szarpnięcia, charakteryzujące drobne ryby... Niestety, jezioro Glinki już od dłuższego czasu nie dało mi ładnej, sporej (ponad 30cm) ryby, ale woda jako baza do testów i treningów jest bardzo dobra (ale zawsze lepiej by było, gdyby te ryby były ciut większe).

W ostatnią niedzielę lipca pierwsze, historyczne zawody GP Okręgu w feederze. Powinienem w nich wystartować, trzymajcie kciuki. Kiedyś kiedyś, to była moja metoda połowu nr1 ;-) Ale to było taaaak dawno ;-)


czwartek, 19 lipca 2018

Spławikowe Mistrzostwa Polski na Dratowie

Panorama niedzielnych zmagań najlepszych seniorów
 W 2018 roku lubelski Okręg PZW gościł najlepszych zawodników wędkarstwa spławikowego w kategorii seniorów oraz weteranów. 
W ostatni weekend maja zbiornik Dratów był areną zmagań tych starszych wędkarzy. Wśród 57 zawodników najlepszym okazał się Adam Kruk przed Bogdanem Brudem oraz Janem Sadowskim (brawo za brąz dla przedstawiciela gospodarzy!).


Ja z Bogdanem, a w tle niekwestionowany "internetowy lider"
wędkarstwa spławikowego - Kacper Górecki

Natomiast najlepszy seniorzy rywalizowali w dniach 29 czerwca - 1 lipca. Niestety, nie trafili z pogodą, musieli się zmagać zarówno z silnym wiatrem jak i deszczem, co musiało mieć wpływ na gorsze żerowanie ryb. Patrząc jednak na wyniki wagowe, były one przyzwoite jak na Dratów, który ma (miał?) większy potencjał. Na 86 zawodników Mistrzem Polski na rok 2018 został Piotr Orszulak, który wytrzymał presję i wykorzystał szczęśliwe losowanie (dwukrotnie stanowisko A1). Miejsce drugie dla Krzysztofa Szymańca, a trzecie Marcina Kowalskiego. Tym razem "nasi" nie zajęli czołowych lokat, najwyżej sklasyfikowany został Konrad Józefczuk (41 lokata).

Trzeba przyznać, że chyba wszyscy BARDZO POZYTYWNIE wypowiadali się o organizacji zawodów, a na pewno miłą niespodzianką oraz rzeczą, która powinna być czymś normalnym była dekoracja najlepszych zawodników z licznymi i cennymi (m.in. 4 kombajny wędkarskie) nagrodami.
Kolejnym plusem jest przygotowanie i utwardzenie drogi zjazdowej ze zbiornika (szczyt wału jest za wąski, aby samochody się wyminęły bądź zawróciły). Pochwalić należy też zwykłych wędkarzy korzystających na co dzień ze zbiornika, wał był otaśmowany od końca maja i przez okres niemal półtora miesiąca nikt specjalnie (bądź przypadkowo) nie niszczył wyznaczonych tak stanowisk.

Mimo braku odpowiedniej, regulaminowej przestrzeni za plecami zawodników, był około metrowy pas dostępny dla kibiców - ciągle jednak należało być uważnym, bo nawet w tym pasie co jakiś czas pojawiały się końcówki tyczek (szczególnie podczas kubkowania). Na MP weteranów samych kibiców była garstka, a na MP seniorów wcale nie było dużo lepiej. Będąc naocznym świadkiem niedzielnych zmagań seniorów, mogę zaryzykować tezę, że grupa zawodnicy-trenerzy-obsługa zawodników-sędziowie-organizatorzy była liczebniejsza niż grupa kibiców. Słaba pogoda na pewno nie była usprawiedliwieniem, to była świetna okazja pooglądać najlepszych wędkarzy spławikowych w Polsce.
Moim zdaniem, czempionat kobiet bądź kadetów i juniorów, a nawet juniorskie zawody Grand Prix Polski  jest lepszym wyborem na to łowisko, tyczki krótsze o półtora metra dadzą więcej swobody i bezpieczeństwa, zarówno dla kibiców jak i osób wspomagających zawodników (widziałem, jak niektórzy "pomocnicy" biegli wąską strefą dla kibiców, gdzie przy stających na wale samochodach było ryzyko niewyhamowania przed nagle pojawiającą się końcówką tyczki).

poniedziałek, 18 czerwca 2018

1 tura PLWS za mną!


W sobotę 16 czerwca odbyła się 1 tura Lubelskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego PLWS na zbiorniku Dratów. Jeśli dobrze pamiętacie, tydzień temu trenowałem odległościówkę na j.Glinki właśnie z myślą o tych zawodach. Przewidywałem, że dobre łowienie odległościówką może mnie uratować od słabego wyniku (a nawet od zera). 
Tak też się stało. Wylosowałem stanowisko A13, niemal w środku stawki, gdzie 2 sektory zawodników oddzielone były 20 metrami przerwy. Pod tyczką niemal nic się nie działo, tzn. nic co nadawałoby się do siatki. Po prawej stronie siedział mój kolega, Grzesiek Błaszczyk, 3-krotny medalista MO, i mimo iż to był dopiero jego drugi start w sezonie odławiał ryba za rybą! Oczywiście część z nich to były również około 17 centymetrowe okonie (wymiar okonia 18cm), ale przez pierwszą godzinę zawodów mógł mieć około 2kg ryb, w tym 1 leszcza za niemal połowę tej wagi. Ja w tym czasie złowiłem jedną hybrydę, połączenie krąpia, płoci i chyba jazia. Niezła mieszanka ;-) I nawet z tą jedną rybą po 1-wszej  godzinie łowienia byłem wysoko w sektorze... Taki urok Dratowa 2018, łowiska Mistrzostw Polski weteranów i seniorów!
Wtedy postanowiłem sięgnąć po wędkę z waglerem. Przecież taki był zamysł, a i w czasie nęcenia wstępnego większą uwagę skupiłem na nęceniu około 28 metra niż 13 (tam rzuciłem tylko kule z ręki, w ogóle nie kubkując). Po kilkunastu minutach pierwsze branie, bardzo delikatne, niestety zacięte "na pusto". Sytuacja powtarza się jeszcze dwa razy. Kolejne branie, antenka delikatnie się wynurza, ja czekam. Spławik ustawia się do normalnej pozycji, by po kilku sekundach wynurzyć się na dobre 3-4cm - zacinam, siedzi, jest! Pierwszy leszczyk za dobre ponad 200 punktów jest w siatce. Po kilku minutach w siatce ląduje okoń, tym razem ledwo (ze 2mm na plusie?) wymiarowy, a później kolejny, tym razem mniejszy. Donęcam 6 kulkami i sprawdzam co pod tyczką... 2-3 okonie, oczywiście brakuje im dobre 5cm do wymiaru. Wracam do odległościówki i doławiam kolejne 3 leszczyki. Znowu pojawiają się okonie, znowu niewymiarowe, a czasu coraz mniej, została godzina. Znowu strzelam z procy 5-6 kulkami, przechodzę na 10-15 minut na tyczkę i wracam na 28 metr. Tu niestety nic się nie dzieje, 5 minut przed końcem zawodów doławiam ostatniego leszczyka. Kończę zawody z wynikiem 1 465 punktów, 5 leszczyków, 1 hybryda i 1 okoń. Ostatecznie miejsce 7 na 14 zawodników w sektorze.

Muszę sam przed sobą przyznać, że strzelanie z procy jak i zarzucanie zestawu tego dnia szło mi bardzo dobrze, nie mogę mieć większych zastrzeżeń. Delikatnie splątałem 2 przypony, które od razu po szybkim rozplątaniu zmieniałem na nowe. Takie łowienie dawało mi radość, mimo iż wynik nie był powalający, to przecież mogło być znacznie gorzej!

Na haczyk zakładałem 1 białego wraz z 2-4 ochotkami, pod tyczkę to samo i dodatkowo samą ochotkę. Do kotła poszła 1 paczka zanęty Stynka Leszcz zawodniczy, 6kg gliny wiążącej, 2kg rozpraszającej i 2 kg ziemi. Z robactwa w wodzie wylądowało jakieś 0,6L jokersa oraz nie więcej jak 100ml siekanego czerwonego.

Relację i wyniki zawodów znajdziecie tutaj:
http://wedkarstwo-lublin.pl/1t-plws-dratow-2018/



środa, 13 czerwca 2018

Treningowo - odległościowo


Podczas gdy najlepsi spławikowcy walczyli w 1 turze Mistrzostw Okręgu seniorów PZW Lublin, ja miałem okazję (gdy się ma mało czasu na ryby, to każdą okazję należy wykorzystywać) potrenować odległościówkę na jeziorze Glinki. Minimum sprzętu (wszystko dało radę wziąć w dwie łapki) i już jestem nad wodą. Oczywiście każdy trening powinien mieć jakiś cel - oprócz samodoskonalenia w tej dość trudnej technice połowu, chciałem nabrać nieco pewności przed zawodami PLWS, które miały się odbyć dokładnie za tydzień. Do tego celu łowiłem naprzemiennie dwiema wędkami, które różniły się wyłącznie modelem spławika i minimalnie wagą obciążenia głównego. Użyłem 16gramowych wagglerów Flagman Carbon Match oraz Vimba. W związku z tym, że spławik Flagman ma całą antenę z węgla, powinien on być stosowany wyłącznie tam, gdzie potrzebna jest finezja i nie ma tzw. "fałszywych brań". 

Łowiłem standardowo dla mnie na odległości około 27 metrów. Do wiadra poszło 2kg zanęty Stynka Leszcz Zawodniczy plus 4kg gliny wiążącej Vimba. Do tego jakieś 0,3 litra mrożonej pinki. Mieszanka dobrze się kleiła, jednak nie była plastyczna i łatwo można było ją rozdrobnić. Połowa poszła do wody jako wstępniak, połowę zatrzymałem sobie na donęcania i do tej właśnie połówki zamierzałem systematycznie dodawać topionego białego robaka, na którego tylko i wyłącznie zakładałem na haczyk, po 2-3 sztuki koniecznie z 1-2 koloru czerwonego.

Pierwsze minuty były słabe, co prawda już po kilkudziesięciu sekundach wziął krąpik "dłoniaczek", to później na kolejną rybę trzeba było czekać około 5 minut. Po około 20 minutach takiego niemrawego łowienia postanowiłem zacząć donęcać - 2 kulki co każde zarzucenie zestawu. Po kilku minutach przyniosło to efekt, regularnie i dość szybko zacząłem odławiać ryby - niestety, żadna nie przekraczała długości dłoni. Były brania, które należało zacinać od razu po wprowadzeniu spławika w "teren" łowienia - tak złowiłem 2 ukleje i kilka fajnych, grubiutkich wzdręg. Gdy haczyk dotarł do dna najczęściej łowiłem krąpie, których złowiłem może 20? Dokładnie nie pamiętam, dodatkowo były 3 malutkie płotki i 2 leszczyki, które niestety też nie powalały rozmiarami.
Zarówno spławik Flagman jak i Vimba dały radę, spokojnie można je stosować zamiennie by dopasować się jak najlepiej do panujących warunków. Łowiłem na haczyk nr 16 z przyponem 0,10mm. Tak minęły troszkę ponad 2 godziny łowienia, gdzie chodziło głównie o nęcenie procą jak i celne zarzucanie. Fajnie, że jakieś rybki też się zakręciły, szkoda, że takie małe... Niestety, z roku na rok na j.Glinki obserwuję stały trend, gdzie ryb łowi się coraz mniej i coraz mniejsze.

Za tydzień 1 tura Lubelskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego z cyklu PLWS - zaczynamy od Dratowa, który w tym roku pobił rekord zer (początek maja, a wydawało się, że ubiegłoroczny "wyczyn" będzie nie do pobicia). Może być ciężko, trzymajcie kciuki.

czwartek, 3 maja 2018

A ryby to gdzie?


Dziś będzie sporo zdjęć. Niestety, ryb za wiele nie będzie ;-)

Tak wygląda moje stanowisko
W tym roku długi weekend majowy był naprawdę dłuuugiiii. Co więcej, w ciągu tych 9 dni (kto miał tyle wolnego?) udało mi się 2 razy być na rybach, a u mnie to już niezły wynik ;-) Na pierwszy ogień poszła odległościówka na jeziorze Białym. Ostatnia niedziela kwietnia, pogoda niemal wakacyjna, ale nad wodą jeszcze spokój i JESZCZE da radę powędkować. Jeszcze chwila i będzie tu tyle ludu, że hej! Już od jakiegoś czasu ciekawiło mnie, co skrywa to jezioro. Jakieś 5-6 lat temu łowiłem tu króciutko feederem z pomostu, bez efektów. Jakieś 3 lata temu widziałem, jak pewien pan łowił płotkę za płotką na granicy kąpieliska, gdy słońce powoli już chowało się za horyzont. Była okazja - później może się już taka szansa nie powtórzyć. 
Śniadanie (dla ryb) gotowe
Do kotła poszła zanęta firmy SARS Grand Roach + Special do tego paczka ziemi torfowej oraz paczka gliny rozpraszającej. Robaczanie też byłem nieźle przygotowany: ćwiartka jokersa, odrobina ochotki hakowej, pinka, biały, no i czerwone z własnej hodowli rozmiar idealny na haczyk (czyli długość 3-4cm). Spławik jakim łowiłem to Flagman Armadale Carbon Match 16gramowy - mój hit z końcówki poprzedniego sezonu. Wstępne nęcenie, nawet nie najgorsze jak na pierwszy raz po zimowej przerwie. Początek wydawał się spokojny, zero hałasu i niestety zero... w wodzie.
Taki smakowity kąsek w zbliżeniu
Przez 3 godziny wędkowania nie miałem żadnego brania. Co więcej, nawet nie było żadnego śladu "próbowania" robaków na haczyku. Pozostało mi tylko trenowanie zarzucania i donęcania procą - zawsze to coś, ale na pewno przyjemniej by było z holowanymi rybami ;-)
Po lewej stronie pomostu już jest słońce...

...a po prawej jakby nadal cień
Cztery dni później i planowane rzeczne łowienie, zaniedbane przez ostatnie lata. To moje postanowienie na ten rok, znacznie częściej połowić na rzece, najprawdopodobniej będzie to właśnie Bug. Na pierwszy raz wybrałem "swój" odcinek. Miałem 3 godziny czystego łowienia, starczy. Jak się później okazało... skończyłem po 2... Dlaczego? Ryby znów nie dopisały.

wschodzące słońce na dzikim wschodzie ;-)
Pierwsze branie miałem dopiero po 1,5h!!! Szczerze - byłem już zrezygnowany i w myślach zaczynałem się pakować. Nagle antenka się zanurza, zacinam i... iiiiiiiii...........i to jest duża ryba!!! Krew od razu zaczyna mocniej płynąć ;-) Jak już wspomniałem, to "moje" miejsce i wiem, czego można się tu spodziewać. Dlatego byłem gotowy - pusta guma Sensas o rozmiarze 2,40 , żyłka główna 0,16, przypon 0,12. Pierwsze sekundy (ryba wykorzystała moje zaskoczenie) i ryba próbuje uciekać w górę rzeki na całej tyczce. Hola, hola, szybko dochodzę do siebie, powoli skracam dystans, odpinam topa... hol nie trwał dłużej niż minutę. Ładny leszcz 1,30kg ;-) Spore rozmiary, jednak dość "szczupły". Po zważeniu dwa szybkie zdjęcia i do wody. Obyśmy spotkali się na zawodach, pamiętaj o kolegach! :-)
rzeczne śniadanko na dzień dobry
Niestety, bo tym razem kolegów nie było. Kolejne 20 minut i tylko jakiś mały, zbłąkany krąpik. Sprawdzam 4-5 przepłynięć czy może jakieś stadko, ale nie... Jednak samotnik ;-) Pora się pakować.
Tego dnia do wiadra poszło 2kg zanęty Leszcz Zawodniczy (Stynka) + 1kg Jaź Kleń (Sars) oraz 6kg gliny rzecznej (Stynka). Do tego ćwiartka pinki, odrobina słodzika. Na haczyk duże białe, bądź kilka pinek.
Za dużo zanęty? Wtedy łowił bym sporo na początku, a później słabiej, słabiej i... nic. Może powodem jest 40cm opadającej wody w ciągu 3 dni? A może po prostu ryb nie było w tej okolicy. Sprawdziło się natomiast moje doświadczenie z tego miejsca: 
1. Jeśli od początku są krąpiki i czasami płoteczki - będzie ich sporo, z gościem w postaci wymiarowego jazia
2. Jeśli łowi się co przepłynięcie ukleje - nie będzie średniej ryby, koniecznie trzeba donęcić bardzo tęgo i liczyć na pojedyncze większe ryby
3. Jeśli nie łowi się zupełnie nic, są szanse na pojedyncze większe ryby.

Tak też było tym razem, opcja nr3 się sprawdziła. Wolałbym kilka takich leszczyków, ale jakby nie było, ten kolega uratował mi wędkarską majówkę ;-)

jakże wyczekiwany...
Do podbieraka i...

... i na koniec taki filmik ;-)


Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy!