piątek, 16 maja 2014

Płociowa porażka

Niedzielne męczarnie - niby słońce, ale momentami okrutnie wiało
W końcu pierwsze "ważniejsze" zawody za mną. Niestety... nie potoczyły się tak, jakbym tego oczekiwał. Do Łukowa na 2 zawody z cyklu Grand Prix Okręgu pojechałem już w czwartek rano, zaczynając od treningu. Razem z kolegą z drużyny Andrzejem zajęliśmy dość przeciętne stanowiska. Ilość złowionych ryb nie powaliła, tzn. ilość ryb punktowanych. Mieliśmy mnóstwo niewymiarowej wzdręgi oraz okonka. Andrzej złowił w sumie 3 płotki, ja ani jednej. Postanowiłem wsadzić wędkę w haki, założyć na haczyk kukurydzę i czekać na ewentualne branie większej ryby. Po 40 minutach branie było, guma pięknie wjechała pod wodę, niestety ja... byłem przy stanowisku Andrzeja ;-) Zacięcie niestety było puste, za późno. Taki sam manewr powtórzyłem, jednak kolejnego brania nie było. "Polowanie" na bonusowego karpika czy leszcza było zbyt ryzykowne na zawodach. Chociaż, gdybym nie miał żadnych punktów po 2 godzinach, to kto wie... Po przyjechaniu do domku okazało się, że nasz "towar" nie wygląda najlepiej. Właściwie od godziny 15 w czwartek aż do samych zawodów trwała reanimacja joka - ciągłe płukanie i owijanie w ręczniki. Wieczorem grill - jak się okazało, jedyny dłuższy, wieczorny relaks (niestety). Piątek minął na drobnych przygotowaniach ze strony organizacyjnej (byłem jednym ze współorganizatorów tych zawodów) oraz dalszej reanimacji robactwa. W pierwszej turze losuję nienajgorzej, sektor A gdzie jest najwięcej płoci. Zaczynam nie najgorzej, przynajmniej boki mnie mocno nie leją ;-) Niestety, łowię więcej jazgarków niż płotek, co na pewno odbije się na wadze. Pod koniec sektora pada pierwszy bonusowy karpik... Taka ryba od razu winduje szczęśliwego łowcę kilka pozycji wyżej. Mniej więcej godzinę przed końcem mam branie, chyba większa płotka albo duży okoń, ryba idzie razem ze mną do brzegu, gdy jest blisko widzę, że to bonus (duży karaś albo karpik). Postanowiłem ją wyholować do siatki z 1 elementem dołożonym do 3-elementowego topu, ale ryba gdy widzi brzeg zawraca i płynie w wodę. Doczepiam wędkę, ostrożnie daję jej poszaleć, taki bonus to prawdziwy skarb! Mniej więcej w połowie wysuniętej tyczki pęka przypon!!! Co za pech! W ostatnich 40 minutach odławiam kilkanaście płotek (szkoda, że tak nie było od początku), na haczyk zakładam jedną białą pinkę i ochotkę - taka kombinacja jest teraz skuteczna, chociaż wcześniej nie zdawała egzaminu.Przy ważeniu waga wskazuje 1 185 gram, boki mnie ogrywają, jestem daleko bo 11 na 16. Z bonusem w siatce było by miejsce 5-6, czyli już o wiele lepiej, ale "na nie wyjęte ryby się nie gra". Drugi dzień i losowanie ciut gorsze, sektor B. Jedno stanowisko obok dnia 1 łowił kolega z klubu łowiąc około 90 jazgarzy plus kilka płotek, na których zbudował wynik. Dało mu to niezłe, 5 miejsce w sektorze. Tym razem o wiele przyjemniejsza pogoda, słońce, czasami zawiało, ale chociaż nie pada jak przez większość 1 tury. Do wody idzie to samo co dnia pierwszego, niestety, jazgarzy nie widać. Jest za to chmara drobnego okonia. Mniej więcej w połowie zawodów do siatki trafia wymiarowy jaź, który jak się później okazuje ratuje mnie przed zupełną kompromitacją. Pod koniec zawodów woda znowu nieco ożywia, odławiam na zmianę kilka jazgarków i płotek. Wynik tragiczny, troszkę ponad pół kilo i 13 miejsce na 15 startujących. Jedno trzeba przyznać, tak tragicznego wyniku się nie spodziewałem. Wiedziałem, że powtórzenie wyniku sprzed roku (dwie jedynki sektorowe) jest raczej niemożliwe, ale liczyłem na jakieś 10-15 punktów sektorowych. Tym razem zostałem pokonany, wręcz rozłożony na łopatki ;-) Słabo przygotowany jok i ochotka, ogólne zmęczenie, niewyspanie, i co najważniejsze - nietrzymanie się schematu sprzed roku. Zabrakło kilku drobnych spraw, być może kluczowych, zabrakło wędkarskiego szczęścia. Zanęty dałem (0,3L na sucho) mało i było to wyłącznie gros gardons Sensasa, ale za to zmielony. Do tego doszło 4kg ziemi bełchatowskiej, 2 kg rozpraszającej i 2 kg Glinki Extra Górka. Trochę joka, zero pinki. Żadnych atraktorów czy innych dodatków. Druga tura podobny schemat.  Łowiłem za dużymi gramaturami, trzeba było usilnie trzymać się spławików 0,4 czy 0,6gr. Niestety ochotka hakowa nie była nawet dobra, co też pewnie miało jakiś wpływ. Ale co najważniejsze, zawiódł łowiący, czyli ja. Łowienie niemal "z marszu", właściwie po 4 dotknięciu tyczki nie było w moim wykonaniu nawet poprawne, nie mówiąc już o rzucaniu kul ;-)

Rafał Walczak - organizator zawodów - próbuje mi
podpowiedzieć kilka trików, niestety, nic nie pomaga
Dzień rewanżu mógł nadejść szybko - w kolejną sobotę startowałem w zawodach Polskiej Ligi Wędkarstwa Spławikowego województwa lubelskiego. Pięć trzyosobowych drużyn, mały ale urokliwy zalew w Chodlu i płotka jako cel numer 1. Losuję przedostatnie stanowisko w ostatnim sektorze, nie jest źle. Po gruntowaniu decyduję się łowił w głębszej rynnie bez 3 elementów! W tym miejscu grunt był większy o dobre 30cm niż na 11 czy 13 metrze. Postanawiam wszystko postawić na jedną kartę i nęcić 1 punkt. Do wody poszło 0,5L zanęty Etange Noir oraz 1L Grand Roach firmy SARS, po namoczeniu i przetarciu spokojnie ilość zanęty się podwoiła. Z glin zastosowałem 4 kg ziemi bełchatowskiej, 2kg rozpraszającej oraz 1kg Glinki Extra Górka. Niestety, koszmar z Łukowa powrócił - łowiłem okonki jak palec. Co dziwne, wcale nie rzuciłem dużo joka, w sumie na 4 godzinne zawody miałem go ćwiartkę. Tym razem towar było dobry, ale za bardzo nikt nie łowił. Po kilkudziesięciu minutach pada pierwszy bonusowy karpik w moim sektorze, za chwilę kolega po prawej również wrzuca do siatkę taką rybę. No pięknie, pozostaje mi już chyba walka o miejsce 3, nie ma co się napalać na bonusa bo w tych zawodach liczy się punktacja drużynowa. Niestety ciągle wyciągam okonki, po pierwszej godzinie mam tylko 5 płotek. Przez kolejne 2 godziny nie dzieje się nic ciekawego, no może oprócz szalejącego deszczu, który raz "ciapie" by za chwilę lał jak z cebra. W ostatnich 40 minutach coś się dzieje, jest płotka za płotką, może co 3 ryba to okonek. Po każdym wstawieniu zestawu strzelam procą 4-5 pinek, próbuję tak utrzymać płotkę jak najdłużej. Łowię ryby do samego końca, staram się to robić jak najszybciej, kolega z prawej ma również stadko płoci, także we dwóch śmigamy tyczkami. Zwycięstwo było bliskie... drużynowe ;-) Ja zajmuję niestety 4 miejsce na 5 osób w sektorze, wynik to 700 punktów. Zabrakło 70 gram aby wskoczyć 1 oczko wyżej, dość ważne, bo jak się okazuje w takim przypadku zajęlibyśmy 1 miejsce drużynowe, a tak jesteśmy na najniższym stopniu podium. Kolejne 2 tury w lipcu i sierpniu na rzece Bug - i tego powinien mi zazdrościć każdy zawodnik z Okręgu Lubelskiego, który nie zapisał się do tego cyklu zawodów!

Płotki po raz drugi dały mi nauczkę. W każdym z tych 3 dni najlepiej łowiło mi się w końcówce. Może stadko wpływało wcześniej, ale nie potrafiłem go przytrzymać. Może należało spokojnie czekać, bez donęcania, dać "najeść się okonkom" i nie donęcać kolejnych kulek, a po każdej płotce strzelać procą (konopiami bądź pinką) starając się w taki sposób zatrzymać na dłużej płotki? Nie wiem... Dużo spraw zawaliłem, dużo rzeczy jest ze znakiem zapytania, za rok będzie być może ostatnia szansa poprawy na Łukowie, bo zbiornik podobno ma być gruntowanie przebudowany i zapowiada się kilka lat bez łowienia na "Zimnej Wodzie", a po przebudowie jego charakter może się nieco zmienić.

Kolejne zawody 24-25 maja na zalewie Zemborzyckim, od dłuższego czasu idzie mi tam nieźle, ale w takiej dyspozycji nie jestem za bardzo pewny dobrego wyniku ;-) Już na trochę ponad tydzień przed zawodami  pierwsze przygotowania - lektura opisu startów z poprzednich zawodów na zalewie, wstępna selekcja i sprawdzenie  zestawów, którymi zamierzam łowić, dowiązanie przyponów czy dzisiejsze mycie białego robaka, z którego będę robił kastery - mam czas, więc mogę się pobawić. Czy zawody na ZZ przyniosą przełom? Na razie idzie mi słabiutko, apetyt był znacznie większy... Niestety, po raz kolejny nie uda mi się zaliczyć żadnego treningu, trzeba będzie się opierać na doświadczeniach kolegów z klubu, część z nich na pewno "przywita się z woda" na kilka dni przed zawodami ;-) Trzymajcie kciuki!!! Blog zupełnie inaczej się uzupełnia pisząc o sukcesach, a nie porażkach ;-)))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz