środa, 29 kwietnia 2015

Brak szczęścia = brak wyniku

Klubowa, wspólna fotka
Tylko chwilę zastanawiałem się nad tytułem tego wpisu. Bo ten tytuł pasuje do tych zawodów idealnie. W ostatnią niedzielę na rzece Bystrzycy odbył się "Puchar Hajdowa". Jeśli tylko nie ma zawodów z cyklu GP Okregu, to staram się być na nich obecny, tak też i było w tym roku. Miejsce zawodów jest bardzo charakterystyczne i powtarzalne - na treningach można coś połowić, na zawodach jest ciężko. Płytko, nieliczny rybostan, kilka dobrych stanowisk z których walczy się o czołowe lokaty, zmienny uciąg na przestrzeni nawet kilkunastu metrów, niskie wyniki. Taki jest obraz tych zawodów, więc co w nich jest takiego przyciągającego? To właśnie tutaj walczy się nie z innymi zawodnikami, a z samym sobą i wylosowanym stanowiskiem. Co innego jeśli wylosujemy w miarę dobre miejsce, bo wtedy musimy wykręcić jak najlepszy wynik, ale gdy już wylosujemy słabo to walczymy o jakąkolwiek rybę, bo tutaj często się zeruje. W pierwszym przypadku znaczną większość wyniku buduje się w pierwszej godzinie 3godzinnych zawodów - taki urok (powtarzalny zresztą). W tych słabych stanowiskach przeważnie 1 ratunkowej rybki można się spodziewać w każdej chwili. Losowanie tym razem nie było dla mnie pomyślne, sam numerek nie był zły - 4 oznaczała łowienie bliżej mostu i okolice lepszego odcinka rzeki. Niestety, po przybyciu na stanowisko nie było już tak różowo. Na przeciwnym brzegu centralnie rosły spore krzaki i drzewka, a gałęzie sięgały do 2 metrów nad wodę (uniemożliwiając zacięcie). Dobrym znakiem była duża kępa trzcin na przeciwległym brzegu, ale nie mogłem ich sięgnąć, w dodatku na moim stanowisku rzeka była zdecydowanie węższa (kolega z klubu łowiący po prawej stronie łowił wędką o 2 elementy dłuższą, spokojnie pływając bliżej przeciwległego brzegu). Płytko, większy uciąg, siedzenie na skraju stanowiska i pływanie po metrowym odcinku nie wchodziło w grę - tutaj ryby ustawiają się przeważnie na rozmyciu. No nic, liczyłem, że będzie dobrze ;-) Po kilkunastu minutach wiedziałem, że podium jest raczej nie realne, 3 osoby z dobrych stanowisk łowiło ryby, ja miałem jedno szybkie, niezacięte branie i zero w siatce. W pierwszej godzinie trafiły się dwa jazie, niestety... dużo niewymiarowe, nie miały nawet 20centymetrów, a nawet zastanawiam się, czy nie złowiłem dwukrotnie tego samego osobnika ;-) Później było wielkie nic, w połowie zawodów udało się złowić kiełbia, także 5gram było gwarantowane ;-) Niestety, na tym się skończyło. Całe zawody drużynowo poszły nam nieźle, bo kolega z klubu je wygrał ustanawiając chyba rekord ostatniego dziesięciolecia zawodów jak nie lepiej - Rafał miał 2 400 punktów łowiąc 14 ryb co daje sporą średnią ponad 170 punktów na rybę! Świetny wynik! Kilka lat temu zajmując 2 miejsce miałem 17 ryb i wagę około 850gram, jest różnica, prawda? Trzecie, czwarte i piąte miejsce również należało do nas, co może potwierdzić słusznie przyjętą taktykę, a raczej podejście do tych zawodów. No i tytuł mistrzowski po raz drugi (i z rzędu) zostaje w naszych rękach ;-)

Przy takim wyniku punktowym trudno podać skład mieszanki, chociaż jakieś ryby w okolicach nęcenia się kręciły. Ubogo, mało, na ciemno brązowo, dość luźo - tak w skórcie można to opisać ;-) 1 litr optymalnie domoczonej zanęty SARS płoć, po paczce gliny wiążącej i rozpraszającej, do tego nie więcej niż 200ml joka, w niektórych kulach odrobina kleju. Walczyłem zestawami 2gr liść (do szybkiej przepływanki), 4 gr bombka, 6 gr liść i 10gr liść. Najczęściej do boju posyłałem właśnie te ostatnie zestawy.

Miłym akcentem zawodów była jedna z nagród specjalnych dla mojej osoby - za częste uczestnictwo w tych zawodach ;-) Dziękuję organizatorom, nie spodziewałem się ;-) Oprócz najlepszych zawodników obdarowano jeszcze 3 kolegów, którzy najczęściej bywają na tych zawodach, najmłodszego uczestnika oraz łowcę... żółwia czerwonolicego ;-)

2 komentarze:

  1. To fakt , z czasem wynik sie liczy

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak samo jak u mnie na zawodach spiningowych , jeden oczywiście nie wymiarowy okonek.

    OdpowiedzUsuń