sobota, 5 września 2015

Odległościowe PIEKŁO

Ostatnie dni urlopu to łowienie odległościówką wspólnie z kolegą z klubu Pawłem. Po raz pierwszy łowiliśmy na jeziorze Glinki - moim głównym, treningowym łowisku jeśli chodzi o odległościówkę. Za drugim razem dołączył do nas Tomek i zmieniliśmy łowisko na jezioro Święte. Trzeci i ostatni raz, ponownie tylko z Pawłem i ponownie na Glinkach. Ale skąd w nazwie wpisu PIEKŁO? Nie chodziło tu o upał, który lał się z nieba, ale o to, co w odległościówce odstrasza i najbardziej irytuje - splątania zestawu.
Niestety... Obecnie Glinki zdominowane są przez małe krąpiki
Trening nr1. Tutaj od razu warto zaznaczyć, że Paweł łowił tą metodą po raz pierwszy i... gdyby mi tego nie powiedział, to wcale bym w to nie uwierzył!!! Kilka moich drobnych uwag (mam nadzieję, że przydatnych) i zupełnie nie widać było, że jest to odległościowy debiut. Dodatkowo... Paweł złowił więcej ryb ode mnie! :-))) Glinki obecnie to niemal wyłącznie krąpie o długości pół bądź całej dłoni. Nie żerowały zbyt ochoczo, ale każdy z nas zbliżył się do liczby 20 sztuk. Nie mieliśmy siatek, nie liczyliśmy ryb, ale jestem pewny, że o kilka sztuk złowiłem mniej. Dlaczego? Głównym powodem było plątanie się mojego zestawu, co dopadło mnie mniej więcej w połowie naszej treningowej sesji. 
Prawdziwe apogeum "plątaniny" nastąpiło podczas drugiej sesji treningowej. Gdy chłopaki łowili ryba za rybą - niestety głównie malutkie koluchy i wzdręgi, ryb długości dłoni było zaledwie KILKA - ja niemal przez cały czas zajęty byłem rozplątywaniem zestawu. Mając w pamięci "przygody" z treningu nr1, powodu splątań szukałem w sprawach związanych z rozłożeniem obciążenia. Te kilkanaście splątań to zdecydowanie więcej, jakie przytrafiło mi się przez cały rok!!! To wystarczyło, aby pewność siebie prysła, a sposób zarzucania zrobił się nerwowy, bez mechanicznej powtarzalności. Rzecz, która nie sprawiała mi do tej pory kłopotów, stała się koszmarem uniemożliwiającym łowienie ryb. Dwa, trzy splątania powodowały delikatną zmianę (czy to w zestawie, czy sposobie zarzucania), co oczywiście nie przynosiło skutku. Tak w wielkim skrócie upłyną mi trening nr2.
Trening nr3 zaczyna się podobnie, splątanie pojawiało się średnio co 3 zarzucenie zestawu... tragedia. Przez ostatnie 1,5godziny wszystko wróciło do normy. Dlaczego? Wróciłem do PRAWIDŁOWEJ techniki zarzucania zestawu. Coś zatrybiło ;-))) pojawiła się powtarzalność i co najważniejsze - mechanizm, w którym za każdym razem jest ten sam ruch, te samo ułożenie, ta sama dynamika i siła wyrzutu. Splątania się skończyły ;-)))) Mogłem w końcu łowić ryby... Pstryczek w nos - byłem pewny swoich umiejętności w posługiwaniu się odległościówką, te kilka dni pokazały mnie, jak przez błąd, który wdarł się w technice można szybko powrócić na etap początkowego "witania się" z metodą odległościową.

A teraz z innej beczki. Grand Prix Okręgu na Wiśle zostało przeniesione na późniejszy termin. Szkoda, bo to zupełnie nie zgrywa się z moim "grafikiem". W dodatku sporej grupie osób ten termin nie pasuje, kilka drużyn może być niepełnych (u nas np. damy radę wystawić 1 drużynę, druga startuje niepełna i po raz pierwszy nie będzie zawodników startujących od nas indywidualnie). Drugi weekend września to Grand Prix Okręgu na Zalewie Zemborzyckim. Na 90% również będę nieobecny, bo chyba mi się już nie chce... brać udziału tego typu zawodach. Bo na Wiśle zapowiada się rekordowo niska frekwencja. Widocznie nie tylko ja mam dość "podejścia" osób, które organizują cykl i ciągle sądzą, że wszystko jest ok...

2 komentarze:

  1. Szkoda że nie ma opisu sprzętu spławików, żyłek, wędek itp ale artykuł przydatny

    http://wedkarstwopodlaskie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy przejrzeć poprzednie wpisy związane z łowieniem odleglosciówką, niemal wszystko co wymieniłeś juz tam jest.

      Usuń