czwartek, 17 września 2015

Znowu "w kratkę" na GPO

Wynik z 2 tury - 6 130pkt i 2 sektorowa
W dniach 12-13 września odbyły się kolejne zawody z cyklu Grand Prix Okręgu metodą spławikową. Na zalewie Zemborzyckim w ostatnich latach łowi mi się dobrze, a osiągane wyniki są do przyjęcia. Dlatego też z dużym spokojem podchodziłem do tych zawodów. Niestety, już pierwszego dnia zostałem mocno sprowadzony na ziemię ;-)
Losowanie tym razem nie było szczęśliwe, przeważnie tutaj losowałem miejsca dobre, albo takie z których dało się zrobić dobry wynik. Tym razem los skierował mnie do sektora C, teoretycznie najsłabszego, w dodatku w gorszej, pierwszej połówce sektora. Dodatkowo sektor ten został nazwany "sektorem śmierci", kilku zawodników z czołowych miejsc i dodatkowo Ci, "kręcący się" blisko czołowej "15" klasyfikacji rocznej. Pierwsze minuty były zaskakująco dobre, ponad 20 centymetrowa gruba płoć, potem kolejna mniejsza i 2 leszczyki dłoniaki. I wtedy woda zamarła ;-) Jeśli już były brania to strasznie delikatne, za szybkie zacięcie okazywało się puste, a antenka dosłownie milimetrowymi skokami, powolnie zjeżdżała pod wodę. Zaczęły się... leszczyki "pół dłoniaczki". Po godzinie postanowiłem zanęcić odległościówkę... połowa kul była tak przestrzelona, że powinienem palić się ze wstydu. Nie więcej niż 10 minut szukałem ryb dalej od brzegu, nic nie było. Wróciłem do tyczki, ale tam nadal nic ciekawego się nie działo, jedynie nieliczne płotki dawały jakąś sensowną wagę. W połowie 3-ciej godziny postanowiłem ponownie wziąć odległościówkę do ręki. Kolejne 10 minut i... branie wynurzone! Zacinam i siedzi ładny leszcz, który spokojnie trafia do podbieraka. Oho, jest nadzieja na "wybronienie się". Gdy w wodzie mało się dzieje, jest więcej czasu, by kątem oka sprawdzić co robią sąsiedzi. Siedzący 2 stanowiska po prawej Franek Wysocki zdecydowanie więcej czasu łowi właśnie... odległościówką! Jednak na moje oko łowi on zdecydowanie bliżej. Mi trudno oceniać odległości, nie liczyłem obrotów korbki, ani po zawodach nie mierzyłem długości żyłki do zaznaczonego markerem miejsca, ale myślę, że łowiłem w okolicach 35 metra. Franek - wydaje mi się - gdzieś około 25metra. Jak się później okazało, z tyczki miał on tylko 5 ryb, a skuteczne łowienie odległościówką pozwoliło mu się pięknie wybronić na dobre 3 miejsce w sektorze. Ja po kolejnych 15 minutach mam ponownie branie, znów wystawiane, tym razem jednak chyba spóźniam się z zacięciem. Kolejne kilka minut i... znowu siedzi! Kolejny niezły leszcz, a do końca zawodów zostaje jeszcze godzina. Niestety, ostatnia godzina była na zero z odległościówki, co prawda miałem jeszcze jedno branie, ale zwinąłem pusty haczyk. Na domiar złego, koledzy po lewej i prawej zaczęli... dość regularnie odławiać ryby z tyczki. I tu był mój błąd - przesiedziałem godzinę nie łowiąc nic, donęcenie (tym razem już celne) nic nie dało. Na ostatnie 5 minut siadłem na tyczkę, co dało mi szybkie 2 ryby (w tym jednego "fałszywca" podczepionego pod brzuch). Duży błąd, powinienem co kilkanaście minut wyjeżdżając z tyczką chociaż na 2-3 minuty, ja zupełnie zignorowałem 13 metr. Jedynie co mogę z tego dnia zaliczyć na plus do ZERO splątań zestawu odległościowego, a jeszcze nie tak dawno miałem dość poważne i NIEOCZEKIWANE z tym problemy, o czym pisałem w jednym z wcześniejszych wpisów. Łowiłem oczywiście sliderem Cralusso Zero z 10gramową kulką. Które miejsce zająłem? 9 na 10 w sektorze... fatalnie... Jeszcze jakbym wiedział, że wycisnąłem z tego miejsca maxa, ale tak nie było. Łowiąc mądrze i dobrze, można było dorzucić 1000 punktów, jak nie więcej...

Drugi dzień i dobre losowanie. Przynajmniej takie do walki! Stanowisko nr4 w sektorze A, choć moim zdaniem gorsze niż 3 miejsca na lewo, to zdecydowanie lepsze niż wszystkie po prawej. Po nęceniu z ręki cofam top z kubkiem (właściwie bez bo właśnie miałem go dokręcić) i... okazuje się, że wypadł mi do wody gwint!!! Odkleił się! Nigdy mi się to zdarzyło, zapasu nie mam, nikt z kolegów obok też. Takie stanowisko, bez donęcania kubkiem to zupełna porażka! Na szczęście dogadałem się z siedzącym po prawej Bartkiem, łowi kijem tej samej firmy, więc jego top musiał pasować. Podczas drugiej tury kilkukrotnie pożyczałem od niego top z kubkiem... Dość nietypowa sytuacja, ale takie wyjście z sytuacji było chyba lepsze niż donęcanie z ręki i tym samym zepsucie wyniku (i humoru) sąsiadom po lewej jak i prawej strony, bo jestem pewny, że i oni by to negatywnie odczuli. Wyrzucenie wszystkiego z ręki na początku nie wchodziło w grę, nie z tego stanowiska... Tym razem nawet nie rozkładałem odległościówki, ale tylko dlatego, że losowanie uważałem za dobre i trzeba było wyciągnąć ile się da z tyczki. Łowiło mi się ciężko, nie mogłem użyć kubka kiedy chciałem, pożyczałem go jedynie w ostateczności w dodatku donęcając serią 3-5 kulek, też dość nietypowo jak na zalew. Dużo ryb nie łowiłem, ale ryby były... spore ;-) Zresztą mój połów pokazuje zdjęcie z tego wpisu. Trafił się chyba jeden leszczyk dłoniak, reszta nie schodziła poniżej 150 punktów, a sporo sztuk było po 300, no i ten piękny, pewnie ciut ponad 1,5 kilogramowy leszcz ;-) W pełni skoncentrowany, z odpowiednim donęcaniem, spokojnie mogłem wyciągnąć z tego miejsca kilka ryb więcej, ale i tak należy być zadowolonym. Kolejne zawody Grand Prix i po raz kolejny raz w kratkę, jeden dzień dobry punktowo, drugi z rodzaju tych, gdzie wynik należy jak najszybciej zapomnieć (lecz wnioski wyciągnąć).

W oba dni przygotowałem się identycznie. Większość czasu łowiłem spławikami Vimba V26, w sobotę 0,5gr w niedzielę 0,9gr, w sobotę najlepsza była pojedyncza ochotka na haku, w niedzielę często łowiłem na dwie ochotki, bądź małego czerwonego z 1-2 ochotkami (podobny zestaw przynęt lądował na hak przy odległościówce). W sobotę w skład spożywki wchodziło 0,3 L gros gardons sensas, 0,3 L grand bream sars i 0,3 L lin/karaś sars. W niedzielę zwiększyłem do 0,5L lin/karaś pozostawiając pozostałe w proporcjach z soboty. Gliny to 2kg wiążąca, 2 kg bełchatów, 4 kg jasna argilla i 4 kg brązowa argilla. W sobotę około 5 L mieszanki, tej cięższej, sklejonej i z grubszymi robakami wylądowało pod odległościówkę, a do tyczki szedł sam jokers z delikatniejszą gliną. Natomiast w niedzielę połowę kulek z kubka stanowiło jokersa z glinie agille, a drugą połówkę cięższa glina z większą ilością jokersa i siekanych czerwonych. Lekka, szybko pracująca glina z małą ilością joka i spożywki poszła z ręki. Tu bylem pewny, że donęcanie siekanym gnojakiem da efekt, pierwszy raz łowiłem w tej części sektora na zawodach, ale z obserwacji tegorocznych zawodów na 4 pierwszych stanowiskach należało właśnie tak zrobić.

Co mogę zaliczyć do plusów?
- powrót pewności w zarzucaniu zestawem odległościowym. Brak splątań i celność - o to chodzi.
- dobrze dobrana taktyka do stanowiska w 2 turze. Postanowiłem złowić ryb mniej, ale te większe, co w 100% mi się udało.

Minusy?
- za daleka odległość w łowieniu matchem, następnym razem trzeba próbować łowić w zakresie 20-25m
- za duży rozrzut w strzelaniu z procy, szczególnie przy pierwszym nęceniu. Tego dnia dokładność (jak i przeważnie zresztą) była kluczowa
- niedopilnowanie tyczki w ostatniej sobotniej godzinie, efektem czego było siedzenie na "0" z odległościówką
- brak koncentracji, pewności i woli walki - rzeczy, które się nabywa z kolejnymi godzinami łowienia, u mnie tych godzin spędzonych nad wodą po prostu brakuje...

Jak możecie sami zobaczyć z tekstu, w sobotę 70%, a w niedzielę nawet więcej, zanęty jakiej użyłem to SARS, gdzie kilogramowa paczka kosztuje mniej niż 10zł. W tym przypadku gros gardons Sensasa służył jako "dopalacz". Czy jakbym jechał na mieszance w 100% francuskiej firmy połowił bym lepiej? Na pewno nie. Dziwi wybór zanęty Lin/Karaś? No cóż... czasami nie warto patrzeć na napisy na opakowaniu, ale próbować dobrać składniki, kolor czy pracę zanęty do tego jak zamierzamy łowić.

WYNIKI zawodów -> tutaj

WYNIKI po 8 turach -> tutaj

10-11 październik to dwie ostatnie tury GPO. Ja na pewno nie będę obecny, także tym samym to koniec łowienia tyczką w tym sezonie. O ile się nie mylę, to tyczkę w rękach miałem 9 razy... To za mało, żeby odegrać jakąś czołową rolę w zawodach. Kolejny rok nie zapowiada się lepszy, więc trzeba będzie jeszcze mocniej zrobić "sito" planowanych zawodów w 2016roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz